Cło interesuje głównie przedsiębiorców i urząd celny. Bo nawet Ministerstwo Finansów księgując dochody z tego tytułu nie liczy już na fajerwerki. Odkąd Polska jest w Unii Europejskiej, a zakupy w dowolnym sklepie na terenie dowolnego kraju trwają kilka minut, pojęcie „cła” wychodzi z mody.
Cło to opłata, jaką nakładają państwa na towary wywożone i przywożone przez granice celne państwa. To w teorii, bo w dzisiejszej praktyce z cłem nie mamy do czynienia kupując buty w niemieckim sklepie internetowym (tak, wiem nikt nie kupuje butów w Niemczech). Wszystko dlatego, że w ramach Unii Europejskiej nie ma należności celnej przy przewożeniu towarów z jednego kraju do drugiego.
Po co państwo nakłada cło?
Dodatkowa opłata za towary, które kupujemy np. w zagranicznych sklepach pobierana jest nie tylko w celu powiększenia wpływów budżetowych. Cło stanowi bowiem również ochronę wewnętrznego rynku każdego państwa. To oczywiste, że jeśli konsument stwierdzi iż sprowadzona z Chin lampka kosztować będzie o połowę więcej niż ta kupiona w kraju, zdecyduje się na wybór produktu krajowego (zwłaszcza, że chińskie lampki nie uchodzą na świecie jako produkt szczególnej jakości). Bezpośrednim efektem stosowania opłat celnych jest wzrost cen towarów importowanych, które cłu podlegają.
Ile państwo zarabia na cle i dlaczego tak mało?
Ostatnią naprawdę sporą zmianą, jeśli idzie o cło było wejście Polski do Unii Europejskiej, które wywarło bezpośredni wpływ zarówno z uwagi na zmianę polityki importu, jak i obniżkę stawek celnych. Dla przedsiębiorców i konsumentów wejście do Unii z punktu widzenia zakupów za granicą ma wyłącznie pozytywne efekty. Inaczej na tę sprawę spoglądają szefowie finansów nowych krajów członkowskich, którzy odnotowali w związku z akcesją znaczący spadek wpływów budżetowych z tytułu poboru cła.
W 2002 roku średnie miesięczne wpływy z ceł wyniosły 317 milionów złotych, w 2006 roku już tylko 117 milionów. Przed wejściem Polski do Unii Europejskiej dochody z cła stanowiły 2,5-2,7% budżetu, w 2006 roku spadły do poziomu 0,7%, by w 2018 roku sięgnąć 1,06%. (roztargnionym przypominam, że Polska jest w UE od 2004 roku).
O tym jak mało państwo na cle obecnie zarabia mówi porównanie wpływów budżetowych z cła do np. wpływów z podatku akcyzowego.
W pierwszym półroczu 2019 roku z tytułu akcyzy Ministerstwo Finansów „zarobiło” 33 537 849 tys. złotych, zaś z cła tylko 2 122 853 tys. złotych. Mogłoby się wydawać, że więcej pijemy i palimy niż robimy zakupów za granicą, jednak to nie do końca prawda. Weźmy za przykład Aliexpress, które jest miejscem codziennych zakupów tysięcy Polaków. Aby podlegać opłacie celnej nasze zakupy musiałyby mieć wartość powyżej 150 euro. Co oznacza, że w naszym koszyku musiałoby wylądować ponad 227 sztuk pokrowców/case`ów na iPhone`a (0,66€/szt). Ai to nie do końca, bo nie trudno znaleźć w sieci poradniki typu „Jak uniknąć cła za zakupy na Ali”. Zawsze da się zakupy jakoś rozłożyć, skorzystać z magazynów zlokalizowanych na ternie Europy itp. – polskie tęgie głowy mają na obejście każdego przepisu, a zwłaszcza opłaty mnóstwo kreatywnych pomysłów.
Od stycznia do czerwca 2020 roku dochody z cła wyniosły 2,11 miliarda złotych – dużo? No nie bardzo, jeśli pomyśleć, że cały rok funkcjonowania programu 500 plus to koszt 41,2 miliarda złotych. Nieco lepiej wygląda sytuacja budżetu unijnego, bo tu aż 14% stanowi cło pobierane za towary przywożone na Stary Kontynent.
Kiedy zapłacisz cło?
Cło płacimy na co dzień za towary, które nie pochodzą z Unii Europejskiej, ale podobnie jak VAT jest ono ukryte w cenie towaru. Z opłatą celną za nasze zakupy będziemy mieć do czynienia np. kupując markowe ciuchy prosto z USA oraz – jak wcześniej wspomniano – robiąc duże zakupy na Ali. Co ciekawe nie każdą paczkę, której deklarowana wartość podlega ocleniu Urząd Celny kontroluje, bo kontrole są wyrywkowe. Może się więc okazać, że zamówimy coś naprawdę drogiego spoza obszaru celnego Unii Europejskiej, a cła i tak nie zapłacimy.
Ten wpis nie posiada jeszcze żadnych komentarzy.