Dwa lata po historycznym uwolnieniu przez bank szwajcarski kursu franka, w Polsce wciąż nie udało się zamknąć tematu związanego z kredytami w tej walucie. Trudność stanowi znalezienie rozwiązania, które pogodziłoby interesy sektora bankowego z oczekiwaniami frankowiczów i osób przeciwnych udzielaniu im pomocy przez państwo. Dodatkową komplikację stanowi fakt, że w trakcie ostatnich wyborów, sprawa kredytobiorców stała się przedmiotem rozgrywek politycznych.
Gdyby Szekspir żył we współczesnej Polsce, miałby szansę napisać sztukę, która nie ograniczyłaby się do dwóch zwaśnionych rodów, a objęła swoim zasięgiem cały skłócony kraj. Spirala wzajemnego niezrozumienia, napędzana często przez skrajnie różne przekazy medialne, sprawiła że dziś każdy kolejny pomysł rozwiązania problemu frankowiczów wydaje się tylko potęgować spór, a nie go gasić.
Ekantor.pl przeprowadził rozmowę z obiema stronami konfliktu i spróbował dowiedzieć się, czy możliwe jest uzyskanie porozumienia w tej kwestii.
Frankowicz – kim tak naprawdę jest?
Mówi się, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. I można przypuszczać, że mglisty obraz polskiego kredytobiorcy wynika właśnie z faktu, że powstaje przede wszystkim przez pryzmat własnych doświadczeń. Kilka lat temu kredyty we frankach szwajcarskich były na tyle popularne, że teraz trudno byłoby wskazać osobę, w której bliskim otoczeniu nie znalazłby się choćby jeden frankowicz. Dla jednych będzie to ofiara bankowej manipulacji, dla innych osoba szukająca łatwego zarobku, jeszcze dla innych – naiwniak nie sprawdzający tego, co podpisuje.
Tadeusz – jak sam mówi – jeszcze kilka lat temu starał się o przyznanie kredytu we frankach, jednak bank odmówił mu jego udzielenia:
Usłyszałem, że nie mam zdolności kredytowej na kredyt w CHF, co pozwala mi sądzić, iż kredyty te były przyznawane tylko ludziom zamożnym, o wysokich dochodach. Często kredyty takie były brane na zakup drugiego, trzeciego mieszkania na wynajem – gdyż to się opłacało. Spłacam sobie tani kredyt, wynajmuję mieszkanie i jeszcze mi zostaje niezły zysk- taka była teoria wielu tych, którzy teraz lamentują. Nikt nikogo nie zmuszał do kredytu w CHF, ludzie decydowali się na takie rozwiązanie, bo było tańsze. Wielokrotnie słyszałem od tzw. frankowiczów, że „trzeba być frajerem, żeby brać kredyt w złotówkach”. Koniec końców, kto okazał się frajerem?
Inaczej sytuację przedstawia Karol. Znalazł się w “grupie szczęśliwców”, którym bank nie odmówił kredytu we frankach.
Jestem uwiązany frankiem szwajcarskim od 10 lat. Zakupiłem bardzo malutkie mieszkanie na rynku, bo musiałem gdzieś mieszkać. Dziś – po tylu latach – zostało tyle do spłaty, że mógłbym za to kupić trzy-, a nawet czteropokojowe mieszkanie. Niestety zostałem z malutką kawalerką, skazany na 30 lat więzienia. Tak dosłownie można to nazwać. Jak teraz założyć rodzinę skoro z tym nie można nic zrobić? Takich przykładów można mnożyć… Ludzie zostali wprost naciągnięci na franki. Dziś nie mogą związać końca z końcem.
Jest jednak również trzecia grupa. Grupa ludzi godzących się z większymi kosztami kredytu i spłacających zaciągnięte zobowiązania. Nie walczą z bankami i starają się sobie jakoś radzić. Dla nich odciążeniem mogła okazać ustawa antyspreadowa, która umożliwiła spłatę kredytu bezpośrednio w obcej walucie, a to z kolei dało szansę skorzystać z niższych kursów proponowanych przez kantory internetowe. Osoby te nie są tak chętne do udzielania się w dyskusjach czy opowiadania o sytuacji, w której się znaleźli. Historię swojego znajomego postanowił przedstawić nam Marcin:
Mam znajomego, który także zaciągnął kredyt we frankach, ale sam przyznaje, że świadomie podjął ryzyko i wiedział, że kursy walut mogą się zmieniać. Mówi też, że owszem jest ciężko, ale wcale nie tak tragicznie jak to przedstawiają inni kredytobiorcy obcych walut.
Gdzie zatem leży prawda? Zapewne jak zwykle pośrodku. Czy możliwe jest zatem osiągnięcie konsensusu, który pozwoliłby pogodzić obie strony?
Sprawa wagi państwowej
Choć stosunki pomiędzy frankowiczami, a ich przeciwnikami były napięte, to konflikt nasilił się w momencie, gdy w problemy polskich kredytobiorców zostało wmieszane państwo. Wiele osób uważa, że frankowicze nie powinni oczekiwać pomocy w spłacie zadłużenia. Jak zauważa Agata:
Pomoc ze strony państwa należy się potrzebującym, głodnym i chorym. Niekoniecznie cwanym i pazernym osobom, chcącym uniknąć wysokich rat.
Natomiast Tadeusz dodaje:
Pomoc finansowa ze środków publicznych się nie należy. Byłoby to wyróżnianie jednej grupy obywateli, sprzeczne z zasadą równego traktowania wszystkich. Co powiedzą ci, którzy spłacają kredyt w złotówkach i też z różnych powodów jest im ciężko?
Problem polega jednak na tym, że kwestia kredytów stała się kartą przetargową w trakcie ostatnich wyborów prezydenckich. Ludzie, którzy zagłosowali licząc na zmianę swojej sytuacji – dziś domagają się tego, co im obiecano. A obiecano wiele. W trakcie kampanii padła m.in. deklaracja, że w krótkim czasie – po objęciu prezydentury przez Andrzeja Dudę – złoży on projekt ustawy, która rozwiąże tę sprawę. Karol – spłacający kredyt od wielu lat – widzi to następująco:
Poszedłem do urny wierząc, że nasz prezydent dotrzyma słowa, a także partia rządząca… Niestety p. Duda się przeliczył, a J. Kaczyński odsyła nas do sądu. Myślę, że na kolejnych wyborach zostaną rozliczeni z tych obietnic. Frankowicze są już w sądach i padają kolejne korzystne wyroki. Jest to długa i kosztowna droga, ale coraz bardziej skuteczna. Instytucje zaufania publicznego, a nie jak Rzecznik Finansowy czy UOKiK, wydają kolejne pozytywne opinie dla frankowiczów. A skoro to instytucje państwowe, to państwo zaprzecza samo sobie…
Czas się dogadać
Problem polskich frankowiczów został już na tyle nagłośniony i wywołał tak wiele negatywnych emocji, że nierozsądne byłoby zamiecenie go pod dywan. Pod koniec października do Sejmu wpłynęły trzy propozycje przygotowane przez Klub Kukiz’15, PO oraz Kancelarię Prezydencką. Pierwsza z nich zakładała zrównanie kredytów złotówkowych z denominowanymi, druga – możliwość przewalutowania kredytu, ale po spełnieniu przez kredytobiorcę szeregu warunków. Najmniej obciążający dla sektora bankowego był projekt prezydencki, w myśl którego banki miałyby zwrócić różnicę spreadów. Nadzieję na szybkie zakończenie sprawy odebrały słowa Jarosława Kaczyńskiego, który w wywiadzie dla Polskiego Radia odesłał frankowiczów do sądów i zasugerował by walczyli na własną rękę.
O to, czy możliwe jest znalezienie rozwiązania godzącego obie strony zapytaliśmy jednych i drugich, jak się okazuje – nie ma rzeczy niemożliwych. Tadeusz opowiada się za przewalutowaniem i szczegółowo przedstawia, jak miałoby ono wyglądać:
Moim zdaniem jest takie rozwiązanie, które byłoby sprawiedliwe. Polega ono na tym, aby na warunkach z dnia podpisania umowy zrobić symulację kosztu kredytu i wysokości raty w złotówkach, następnie przeliczyć wysokość poszczególnych rat do dnia tejże operacji. Później zsumować wszystkie te kwoty i wyjdzie ile dany kredytobiorca, zapłaciłby do dnia tej operacji, gdyby od początku spłacał kredyt złotówkowy. Kolejnym krokiem byłoby zsumowanie wszystkich wpłat, jakie dokonał przy spłacaniu kredytu we frankach (oczywiście wpłat w złotówkach, wg kursów walut z dnia konkretnej wpłaty). Na koniec wyszłoby czy dany kredytobiorca ma w banku nadpłatę, czy też – jak to może mieć w wielu przypadkach miejsce – po tej operacji jeszcze trzeba będzie bankowi dopłacić, czego najbardziej się boją tzw. frankowicze. To jest jedyne uczciwe rozwiązanie.
Rozwiązanie sprawy w przewalutowaniu widzi również Karol:
Moim zdaniem należy kredyty od nowa policzyć i przewalutować na złote, bo to tak naprawdę kredyty złotówkowe na umowach – tylko jest przelicznik, że to franki, ale tych franków nikt nigdy nie widział, bo banki często ich po prostu nie posiadały. Tylko jak ruszyć banki, skoro tam siedzą politycy? My frankowicze nie chcemy żadnych prezentów od państwa, tylko banki muszą ponieść konsekwencję za tę lichwę… Skoro do tej pory spłacamy odsetki to bank zarabia, więc niech po prostu zrezygnuje z części zysku. My od państwa nie chcemy pieniędzy… tylko ustawy, która zburzy tę piramidę finansową.
Nie brakuje także głosów nie dopuszczających jakiejkolwiek formy odciążenia frankowiczów. Agata sądzi, że nie należy się pomoc, ponieważ:
Kredyty brane były przez osoby dorosłe, potrafiące myśleć w kategorii przyczyna-skutek. Biorąc kredyt w obcej walucie, każdy rozważnie myślący człowiek – myślę, że nawet nastolatek – jest w stanie przewidzieć zmianę kursu tej waluty przez cały okres kredytowania np. przez 30 lat . A frankowicze – tak czy siak – są mówiąc kolokwialnie „do przodu”, porównując sytuację osób, które w tamtych czasach brały kredyty w PLN.
Marcin dodaje:
Umowa kredytowa jest dobrowolna i jeżeli jej warunki nam nie odpowiadają, to się jej nie podpisuje, a tym bardziej jeżeli się jej nie rozumie. Jeżeli rzeczywiście umowy zawierają klauzule zabronione, to niech sprawy rozstrzyga sąd, w przeciwnym razie nie widzę powodów do szukania jakichkolwiek rozwiązań, poza dotrzymywaniem umów.
Karol zwraca uwagę na jeszcze inny aspekt sprawy:
Na koniec słowo do tak zwanych złotówkowiczów mówiących, że z jakiej racji państwo ma nam pomagać z ich podatków? A no z takiej, że sami pobrali kredyty z dopłatami programów rządowych “Rodzina na swoim” czy “Mieszkanie dla młodych”. W naszych czasach frankowiczów nie było tych programów, a już tym bardziej dla singli. A mimo wszystko to my się na was składamy i nie robimy z tego wielkiej sprawy.
Problemy frankowiczów stają się coraz większym utrapieniem polskiego rządu. Skoro jednak ich sytuacja została wykorzystana w kampanii wyborczej, to może się okazać, że jest już za późno jest na to, by próbować się z tego wycofać.
W trakcie ostatniego spotkania prezesa NBP z Andrzejem Dudą, do którego doszło 7 marca, Adam Glapiński przedstawił parametry regulacyjne dla banków, które miałyby skłonić je do dobrowolnego przewalutowania kredytów frankowych. Oficjalnie zostaną one zaprezentowane na konferencji, która odbędzie się w marcu lub kwietniu.
Ten wpis nie posiada jeszcze żadnych komentarzy.