Polscy „frankowicze”
Ostatnio, od czasu do czasu dość głośno jest o problemie polskich frankowiczów. Temat pojawia się głównie w kontekście politycznym, choć sam problem ma naturę ekonomiczną i mało kto z podejmujących to zagadnienie stara się to zauważyć. Trzeba bowiem wiedzieć, że problem franka szwajcarskiego nie jest wcale prostym narzędziem gry politycznej, tak jak jest wykorzystywany, ale jest bardzo złożonym procesem ekonomiczno – gospodarczym.
Uzależnienie od kursu euro
Frank szwajcarski był walutą o sztywnym kursie uzależnionym od euro. Ewentualne wahania były tak znikome, że w zasadzie niedostrzegalne. Frank szwajcarski jawił się nam jako opoka i ostoja w tym niepewnym finansowym świecie. Do czasu. Bank Szwajcarii zdecydował, że kurs uwolni. Nie będzie go już bronił na poziomie 1,2 franka za 1 euro. Zależność została więc usunięta, a waluta puszczona w świat. To co się potem wydarzyło to tylko konsekwencje tej decyzji.
Przede wszystkim, należy spojrzeć na samą Szwajcarię. Jest to kraj, w którym główne gałęzie gospodarki to usługi i finanse. W takiej sytuacji uwolnienie waluty to czysty zysk dla kraju i dynamiczny wzrost jego dochodów. Rosnący z dnia na dzień frank przyciągnął do sektora finansowego licznych inwestorów, którzy wprowadzili do kraju ogromne pieniądze. Gdyby gospodarka była bardziej oparta na eksporcie, to rzeczywiście mogłyby się pojawić problemy. Jednak w takim przypadku, wzrost uwolnionej waluty, natychmiast przyniósł zysk.
Odcięcie się od zależności wobec euro miało dla Szwajcarii jeszcze jedną zaletę. Strefa euro jest poważnie narażona na działania terrorystyczne. Każde takie działanie powoduje spadek kursu. Uzależniony frank przez to również spadał. Wiadomo zaś, że Szwajcaria jest krajem politycznie neutralnym i niezaangażowanym w konflikt ze światem arabskim . Ataki terrorystyczne jej w ogóle nie dotyczą, więc dla niej było to swego rodzaju obrażenie uzyskane rykoszetem. Uwalniając swoją walutę, mogą się przed tym uchronić.
Uwolniony frank, a kredyty
Motywy zdają się być zrozumiałe. Kraj chce zarabiać, nie chce być zależny od zdarzeń i mechanizmów, które nie są z nim związane. Skąd więc tak duże oburzenie na zmiany kursu franka? Otóż, uwolniona waluta, ogromne inwestycje w sektor finansowy i zaskoczenie, jakie się z tym pojawiło spowodowały, że frank poszybował w górę w tempie ekspresowym, zaskakując chyba wszystkich zainteresowanych tematem. W Polsce natychmiast pojawiły się problemy ponieważ kredyty zdrożały niekiedy nawet dwukrotnie. Oczywiście, kredyty we frankach. I tu pojawia się sedno problemu. Zarabiający w złotówkach konsumenci zdecydowali się na kredyt we frankach ponieważ był tani, bezpieczny, frank był pod kontrolą. W zamian za ryzyko walutowe, koszty kredytu obniżono, ale ryzyko klient brał na siebie. Skuszeni doraźnymi korzyściami klieci, podpisali umowy, mieszkania kupili, a frank podskoczył. Raty wzrosły dwukrotnie, a saldo do spłaty przebiło wartość zakupionego mieszkania. Takie jest ryzyko kredytowania się w walucie.
W jakiej walucie wziąć kredyt?
Kto jest temu winny? Trudno jednoznacznie wskazać. Bank Szwajcarii miał prawo uwolnić walutę, zwłaszcza widząc w tym zysk dla swojego kraju. Kredytobiorcy zaufali stabilnej walucie, choć stara prawda od lat mówi, żeby brać kredyt w walucie, w jakiej bierze się pensję. Nie ma wówczas takiego zaskoczenia, a różnice kursowe w ogóle takiego kredytu nie dotyczą. Winne polskie banki? Same zainwestowały we franka, w którym trzymały swoje rezerwy. Jego wzrost spowodował, że zaczęły go wyprzedawać, a przez to jego ogromne ilości dostały się na rynek. To nieco obniżyło kurs i spowodowało jego chwilowe zahamowanie. Trudno więc mówić o winie, bo prezentowały ofertę, jaka na dany moment była korzystna i niosła dla klientów niskie koszty. O ryzyku walutowym jednak każdy był ostrzegany.
Ten wpis nie posiada jeszcze żadnych komentarzy.