Mateusz Koszela podróżnik i autor bloga Autostopem w świat sportu, po miesiącu spędzonym w Ameryce Łacińskiej przysyła nam pierwszą relację ze swojej wizyty na Kubie i w Meksyku. Podpowiada, czego warto nauczyć się przed podróżą, jaką walutę kupić, by nie dać się zaskoczyć, tak jak on i co jest tańsze – taksówka czy autobus. Jesteście ciekawi?
Przeczytajcie zatem list od niego.
Hola Amigos!
Me llamo Mateusz, Me gusta viajar.
Dobra, dobra. Już koniec z tym hiszpańskim. Być może jednak ktoś z was pamięta mój artykuł napisany przed miesiącem, kiedy przygotowywałem się do wyjazdu do Ameryki Łacińskiej. Wtedy po hiszpańsku mówiłem znacznie mniej! Dzisiaj chciałem się wam po prostu pochwalić, że parę zdań umiem. Umiem też liczyć!
Uno, dos, tres, cuatro(…) A dlaczego wam o tym mówię? Po przyjeździe do obcego kraju w pierwszej kolejności powinniśmy nauczyć się liczyć. Już w samolocie czy na granicy zmuszeni przecież będziemy zapłacić za taksówkę, bądź autobus, wymienić pieniądze lub nawet kupić butelkę wody. Jak widzicie wszystko kręci się wokół pieniądza. Niestety, a może i stety. Chciałbym więc dzisiaj powiedzieć słówko o pieniądzach na Kubie i w Meksyku. A wierzcie mi, jest o czym pisać!
Waluta, a dokładniej waluty na Kubie
Swoją podróż rozpocząłem na Kubie. Przepiękna wyspa leżąca nad Morzem Karaibskim swoim klimatem przyciąga miliony turystów głównie z USA, ale również z Europy. Kuba jest wyjątkowa pod wieloma względami. Obowiązują tu dwie waluty. Peso lokalne znane jako CUP, z którego z założenia korzystać mogą tylko Kubańczycy oraz Peso turystyczne – CUC, dla odwiedzających wyspę. A teraz najciekawsze! Peso turystyczne w przybliżeniu odpowiada 1:1 amerykańskiemu dolarowi. Peso lokalne jest zaś 25 krotnie mniejsze! Gdy już jesteśmy przy dolarze. Byłem przekonany, że w całej Ameryce Łacińskiej dolar jest pieniądzem najważniejszym. Przed wyjazdem zaopatrzyłem się więc w kartę kredytową i 300 USD. Jakież było moje zdziwienie, gdy przez pierwszy tydzień ani razu nie widziałem bankomatu, a chcąc wymienić dolary zmuszony byłem zapłacić podatek w wysokości 12% od obowiązującego kursu. Kuba przecież uważa, iż po dzień dzisiejszy jest w stanie otwartej wojny z USA. Mój błąd, moja strata, a dla was rada: jadąc na Kube wymieniamy w Ekantor.pl złotówki na EURO, nie na dolary!
Ile kosztuje życie na Kubie?
Kuba jest droga. Nie ma co tego ukrywać, ale wierzcie mi – zdecydowanie warto jest choć raz w swoim życiu wybrać się na wakacje do kraju rządzonego dzisiaj przez Raula Castro i przekonać się na własnej skórze jak cudowni są Kubańczycy. Wracając jednak do kwestii cen. Za półtora litrową wodę zapłacimy od 5 do 7 zł, puszka Coca-Coli 4 zł, paliwo – podobnie jak w Europie, tyle co puszka coli. Kilogram sera żółtego kosztuje około 50 zł. Trochę tańszy jest kurczak, bo 1 kg mięsa to ok. 15-20 zł. A noclegi? W hotelach za osobę zapłacimy od 120 zł wzwyż. Zdecydowanie wzwyż! Popularne zaś są noclegi w tzw. Casach czyli w domach mieszkańców Kuby. Tam cena za pokój, w którym spać może do czterech osób to 100 – 120zł. Równie drogie co noclegi są autobusy. Czasami lepiej przemieszczać się taksówkami, bo przy odrobinie umiejętności targowania się zapłacimy znacznie mniej niż za klimatyzowany autobus Viazul.
Jak sami widzicie, jeśli ktoś myślał, że skoro Kuba to biedny to musi być również tani, był w ogromnym błędzie. Kuba jest droga, niebywale droga! Czy z ceną w parze idzie jakość? Nie! Zarówno jeśli chodzi o jedzenie jak i noclegi. Czy zatem warto wybrać się na Kubę? Tak, zdecydowanie tak. Trzeba jedynie uzbroić się w słowniczek hiszpańskiego, ciut grubszy portfel niż w przypadku wyjazdu do Chorwacji i cierpliwość. Ta się przyda. O uśmiech wasz zadbają jednak sami Kubańczycy!
Ile kosztuje peso meksykańskie?
Ze stolicy Kuby, Havany po blisko dwóch tygodniach pobytu na wyspie miałem samolot, który zabrał mnie do stolicy Meksyku… Meksyku. Tak to już jest w Ameryce Łacińskiej, iż w wielu krajach stolica nazywana jest tak samo jak całe państwo. Meksyk przywitał mnie ciut chłodniejszą pogodą i zdecydowanie łatwiejszym systemem pieniężnym. Tak samo jak na Kubie również w Meksyku mamy do czynienia z walutą, która nazywa się Peso. W Meksyku za jedną złotówkę dostajemy pięć peso, co w kontekście ciągłego przeliczania jest bardzo proste. Widzisz cenę, dzielisz na 5 i po kłopocie. Prawda, że łatwe? Trzeba tylko na chwilę w głowie cofnąć się na lekcje matematyki i przypomnieć sobie zasady dzielenia.
A może tak rzucić wszystko i wyjechać do Meksyku?
A jak meksykańskie ceny mają się do tych w Polsce? Powiedzmy, że są podobne, choć w niektórych sferach życia Meksyk jest znacznie tańszy. Znajomy, którego odwiedziłem wynajmuje kawalerkę w mieście wielkości Wrocławia za 600zł. Na zajęcia jeździ taksówką, bo ta kosztuje go raptem 6 zł od kursu. Nie opłaca mu się żywić w domu, bo pod mieszkaniem ma bar, w którym za Tacos, a więc podstawowy składnik meksykańskiej kuchni zapłaci 5-8 zł. Jedzenie w sklepach: woda, chleb tostowy, dżemy, bułki, lody, puszka coca-coli – większość produktów w podobnej cenie do tych, które znamy z naszych marketów.
Jeśli już jesteśmy przy pieniądzach… to posłuchajcie jeszcze trzech ciekawostek. W Meksyku artysta może zapłacić podatki w formie swoich dzieł sztuki. Prawda, że fajne? Aztekowie zaś, a więc lud indiański zamieszkujący tereny dzisiejszego Meksyku nim na półwysep przypłynęli Hiszpanie i podbili tamtejsze ludy zamiast pieniądza używali ziaren kakao. Dzisiaj myśląc ‘Meksyk’ nie myślimy jednak o Aztekach. Zdecydowanie na myśl częściej przychodzą nielegalni imigranci, próbujący się dostać właśnie z Meksyku do USA. Boleśnie odczuła to pewna amerykańska firma, która jakiś czas temu wygrała przetarg na budowę części muru oddzielającego obydwa kraje. Została bowiem ukarana kwotą 5. milionów dolarów za zatrudnianie właśnie nielegalnych imigrantów.
To tyle na dzisiaj ode mnie. Ruszam dalej, nie lubię bowiem stagnacji i siedzenia na tyłku. Przede mną Gwatemala, Salwador, Honduras, Kostaryka czy Panama. Jeśli więc jesteście zainteresowani szerszymi relacjami to zapraszam na mojego bloga, którego znajdziecie na Facebooku: Autostopem w świat sportu! A skoro przywitałem się z Wami po hiszpańsku, pożegnam się również w tym kwiecistym języku!
Hasta Luego!
Co oznacza,
do zobaczenia!
Mateusz Koszela
Mateusz ruszył już w dalszą drogę. Jeżeli jesteście ciekawi jego przygód koniecznie śledźcie go na Autostopem w świat sportu. A my czekamy na kolejną relację. Tym razem z Gwatemali 🙂
Zobacz również:
W świat z Ekantor.pl #1: Początek drogi. Relacja z podróży autostopem po Ameryce Łacińskiej
Ten wpis nie posiada jeszcze żadnych komentarzy.