Dwa dni w Neapolu można wykorzystać na, nomen omen, dwa sposoby: rzucić się żarłocznie na atrakcje turystyczne i od świtu do nocy biegać po ruinach; lub przeciwnie, nie robić nic poza chłonięciem atmosfery miejsca i smakowaniem przepływającego czasu. Sprawdziliśmy obie metody i mamy swoje typy.
Założenie było takie, żeby zwiedzić Neapol w weekend. Nie jest to proste w jakimkolwiek dużym i starym mieście, ale dla osób nie dysponujących nadmierną ilością wolnego czasu musi wystarczyć.
Tanie loty do Neapolu
Przy ograniczonym czasie istotna była sprawa transportu. Samochód odpadał – zarówno ze względu na koszty, jak i czas przejazdu. Podobnie wszelkie busy i pociągi. Został samolot – ale ceny oferowane przez polskie lotniska zaczynały się od 2 tys. zł za osobę w obie strony. To było dużo powyżej planowanego budżetu. Na szczęście wystarczyła krótka podróż do sąsiedniego Berlina, żeby z Schonefeld polecieć za 512 zł w obie strony. Całość transportu zamknęła się w niecałych pięciu godzinach – nieco ponad 2 godziny dojazdu do i z lotniska, 2,20 h przelot – dzięki czemu w piątek wieczorem byliśmy już zakwaterowani w Neapolu.
Jak znaleźć nocleg w Neapolu?
Nocleg zarezerwowaliśmy jeszcze z kraju przez booking.com. Elegancki pokój w samym centrum miasta, z widokiem na zatokę i Wezuwiusza kosztował nieco ponad 160 euro – za dwie noce dla dwóch osób. Jeżeli ktoś woli uniknąć tłumów i wybrać się do Neapolu na jesień, ceny na pewno będą jeszcze niższe.
Dzień pierwszy
Castel Sant’Elmo – panorama Neapolu
Z rana zaczęliśmy śmiały szturm na stolicę Kampanii. Zaczynając przygodę na Via Raffaele Morghen byliśmy zaledwie o kilka kroków od Castel Sant’Elmo, starej średniowiecznej fortecy położonej na najwyższym wzgórzu miasta. Roztacza się stamtąd przepiękny widok na Zatokę Neapolitańską i Wezuwiusza. 5 euro za bilet oferujący taką panoramę to niewygórowana cena. Tyle samo zapłaciliśmy za dwie kawy w Arx Cafe, kawiarence położonej w cieniu fortecznych murów na Largo S. Martino, z której stolików wystawionych wprost na ulicy widać całą starówkę.
Następnym punktem trasy był Castel dell’Ovo. Zamek jest położony na niewielkiej wyspie połączonej z miastem groblą. Po drodze opuściliśmy dziesiątki innych atrakcji, odnotowując je w pamięci i obiecując sobie, że na pewno kolejnym razem poświęcimy im więcej czasu. Staraliśmy się skrócić drogę idąc przez boczne uliczki dzięki czemu odkryliśmy dwie lokalne tradycje, ponoć specyficzne dla Neapolu. Pierwszą są rzędy prania, wisząc na rozpiętych sznurach pomiędzy domami. Barwne spódnice i koszule powiewające jak flagi, doczepione do starych murów, na długo zapadły nam w pamięć. Drugim odkryciem była pasja, z jaką mieszkańcy używają klaksonów samochodowych. Trąbi się na wszystko, często nawet bez powodu. Trąbią ciężarówki i skutery, samochody w korkach i jadące pustą drogą. Ot, włoski temperament.
Sprintem po zabytkach – Castel Nuovo – Palazzo Reale – Basilica Reale Pontificia San Francesco da Paola
Z Castel dell’Ovo ruszyliśmy nabrzeżem do Castel Nuovo. Po drodze daliśmy się skusić na krótki odpoczynek w cieniu palm w parku Gardini del Molosiglio. Następnie, przedzierając się przez rzędy aut zaparkowane w najdzikszych miejscach, dotarliśmy do wizytówki miasta, dawnej siedziby królów w której mieści się Museo Civico di Castel Nuovo. Już z zewnątrz samo zamczysko robi imponujące wrażenie. Żeby podziwiać wnętrza i wystawy Castel Nuovo trzeba wspomóc miejski budżet kwotą 6 euro. Warto zarezerwować sobie na tą przyjemność co najmniej godzinę czasu.
Z jednego zamku królewskiego droga poprowadziła nas do kolejnego, położonego przy Piazza Del Plebiscito. Palazzo Reale, młodszy i dużo bardziej wystawny od swego średniowiecznego poprzednika, z zewnątrz przypomina ratusz ale prawdziwe piękno kryje w środku. Warto wydać 4 euro za wstęp, aby podziwiać przepych złota i marmurów, rzeźb i obrazów istniejący tylko tu, w sercu Italii.
Również przy Piazza Del Plebiscito mieści się Basilica Reale Pontificia San Francesco da Paola, której kopuły można było zobaczyć jeszcze z Castel Sant’Elmo. Warto spędzić tam kilka chwil, zarówno na podziwianiu wnętrza jak i skosztowaniu błogosławionego chłodu kamiennych murów. W okolicy mieści się również sporo barów z neapolitańską pastą, więc może to być dobry moment na obiad.
Co ciekawe, większe wrażenie niż Basilica Reale zrobił na nas niepozorny kościół Gesu Nuovo do którego prowadzi wąska i zatłoczona Piazza Gesu Nuovo. Sam kościół urzeka przepychem. Na studiowaniu płaskorzeźb i sztukaterii można tam spędzić godziny. Niestety, był to tylko przystanek w drodze do Napoli Sotterranea, podziemnego miasta, które miało stanowić jedną z głównych atrakcji naszej wyprawy.
Napoli Sotterranea, miasto w mieście
Sieć tuneli, położona około 40 metrów pod miastem, została pierwotnie stworzona w czasach rzymskich i pełniła rolę akweduktów. Przez wiele stuleci była poszerzana i użytkowana a wiele z wyrytych w wulkanicznym tufie korytarzy zostało zapomnianych. W czasie II Wojny Światowej mieszkańcy używali ich jako schronów w czasie bombardowań miasta. Obecnie, poza atrakcją turystyczną, Włosi hodują tam… bazylię.
Godzinna wizyta z przewodnikiem kosztuje 10 euro. Zanurzenie się w innym czasie pod powierzchnią rozpędzonego życia – bezcenne.
Jeżeli wizyta w podziemiach wyostrzyła komuś apetyt albo nie skorzystał z okazji przy Piazza Del Plebiscito to teraz będzie ku temu idealny czas. Droga prowadząca do Napoli Sotterranea obfituje w stragany z jedzeniem a knajpek i barów, wystawiających lokalnym zwyczajem stoliki na ulicę, jest tu prawdziwe zatrzęsienie.
Finał czyli Muzeum Archeologiczne Neapolu
Ostatni przystankiem naszej podróży było Muzeum Archeologiczne Neapolu. O ile w całych Włoszech zabytki kultury starożytnej występują wręcz powszechnie, to tutaj, przez bliskość Pompejów, mają znaczenie szczególne. Ogromne bogactwo eksponatów zgromadzone w budynku można studiować przez wiele dni. Nam starczyło czasu i sił wyłącznie do zamknięcia około godziny 19.00. Bilety w cenie 13 euro.
Dzień drugi
Pompeje – wulkan Wezuwiusz
Po intensywnej trasie turystycznej z dnia poprzedniego nie mieliśmy już chęci na większe wybryki. Miejską kolejką pojechaliśmy więc z samego rana do Pompejów, by w spokoju ducha podziwiać pozostałości najsłynniejszej erupcji wulkanu w historii. W Pompejach zabytkowych ruin jest mnóstwo. Na każdym rogu stoją mury z czasów rzymskich, w byle skwerku sterczy grecka kolumna. Warto wziąć kawę na wynos i spędzić trochę czasu w cieniu tych pozostałości wielkiej cywilizacji.
Krajobraz Neapolu zdominowany jest jednak przez jeden element – masywną bryłę Wezuwiusza. Nie mogliśmy więc odmówić sobie zdobycia jego szczytu. Jest to prostsze niż się zdaje – za 10 euro bus dostarcza nas pod samo wejście na szlak. Kolejną dychę kosztuje wstęp na teren parku krajobrazowego. Na dojście do krateru i powrót jest 1,5 godziny – potem bus wraca do miasta. Tyle czasu wystarczy nawet bardzo opieszałym wspinaczom. Widok ze szczytu zapiera dech a poczucie, że pod stopami mamy aktywny bądź co bądź wulkan dodaje dreszczyku emocji.
Opuściliśmy Neapol około godziny 16.00 z ogromnym poczuciem niedosytu. Wiadomo było od samego początku, że więcej pominiemy niż zobaczymy. Nie spodziewaliśmy się jednak, że miasto aż tak nas zauroczy. Okazuje się, że wiele racji mieli starożytni określając Kampanię przymiotnikiem felix, czyli szczęśliwa. Neapol, jako jej stolica, naprawdę pozwala to szczęście odnaleźć.
Neapol jest ciekawym miastem chociaż nie najpiękniejszym, warto jednak do niego pojechać i przy okazji zobaczyć Wezuwiusza oraz Pompeje.