Komentarz Rynkowy – Protesty w Warszawie – Kiedy Polska zbuduje elektrownię atomową?
Komentarz Rynkowy – Protesty w Warszawie – Kiedy Polska zbuduje elektrownię atomową?
Przygotował: Łukasz Paszkiewicz
Dzień dobry Państwu, witam na początku stycznia. Wracamy dosyć po długiej przerwie biorąc pod uwagę informacje, które napływają z rynku jeśli chodzi o gospodarkę, jeśli chodzi o geopolitykę, czy o to wszystko, co ma wpływ na nasze życie codzienne. Proszę Państwa oczywiście na wstępie chciałbym życzyć Państwu w nowym roku samych sukcesów w życiu zawodowym. Wszystkim nam życzyć fortuny, realnego wzrostu płac, niskiej inflacji, niskich stóp procentowych i jak najniższych cen energii.
Strajki w energetyce
Proszę Państwa wczoraj mieliśmy strajk Solidarności, Pracowników Energetyki pod hasłem „Zmierzch Polskiej Energetyki”. Sytuacja w polskiej energetyce jest bardzo trudna, ponieważ zmiany których dokonujemy w polskiej energetyce to jest dostosowanie się do wymogów unijnych, do wymogów zielonego ładu, o którym kilkakrotnie już mówiłem. Powoduje to, że narastają nam olbrzymie ryzyka.
Faktem jest, że jak podkreślił profesor Witold Modzelewski w jednym z wywiadów, mamy najdroższą energię w nowożytnej Europie, a można nawet powiedzieć, że w nowożytnym świecie. Są to negatywne zjawiska, ale Solidarność strajkuje dziś z powodu planowanego wygaszania bloków węglowych w elektrowniach Dolna Odra, Rybnik, Łaziska i Kozienice. Pracownicy zakładów energetycznych, oprócz obaw o swoje miejsca pracy, mają słuszność twierdząc, że Polska potrzebuje źródeł konwencjonalnych. Poleganie wyłącznie na zielonych źródłach energii, takich jak wiatraki i fotowoltaika, wiąże się z dużym ryzykiem braku ciągłości dostaw prądu.
Przykładem może być ubiegły rok w Republice Federalnej Niemiec, gdzie po zamknięciu elektrowni atomowych rząd, na czele z kanclerzem Scholzem (obecnie już byłym), liczył na to, że zielona energia pokryje zapotrzebowanie. Niestety, okazało się, że kiedy nie wieje wiatr lub nie świeci słońce, tego rodzaju źródła energii nie są wystarczające. Dlatego źródła odnawialne powinny być jedynie dodatkiem w tzw. miksie energetycznym.
Związkowcy protestują również dlatego, że elektrownie węglowe mają być zastąpione elektrowniami jądrowymi. W tym tygodniu rząd przyjął uchwałę – a dokładniej nowelizację ustawy – zakładającą, że spółka Polskie Elektrownie Jądrowe otrzyma dofinansowanie w wysokości ponad 60 miliardów złotych na lata 2025-2033. Jednak uzyskanie tych środków zależy od zgody Komisji Europejskiej, a komentatorzy zarówno polityczni, jak i gospodarczy uważają, że Komisja może się nie spieszyć z jej wydaniem, a nawet jej nie wydać. Krytyka budowy elektrowni atomowych w Polsce pochodzi m.in. od naszego sąsiada – Niemiec, które mogą próbować blokować te projekty.
Jest jeszcze inny problem. Za czasów poprzedniego rządu opracowywano projekty dwóch elektrowni atomowych. Jedna miała powstać w gminie Choczewo na Pomorzu we współpracy z Amerykanami. Niestety, po objęciu władzy przez nową ekipę, wojewoda pomorska zapowiedziała poszukiwanie innej lokalizacji. Tymczasem decyzja środowiskowa dla Choczewa była efektem siedmiu lat intensywnych prac poprzedniego rządu. Szukanie nowej lokalizacji spowodowało opóźnienia w realizacji projektu. Po fali krytyki rząd wycofał się z tego pomysłu, ale straciliśmy kolejny rok.
Kolejna ważna kwestia dotyczy oświadczenia minister przemysłu, Marzeny Czarneckiej, która poinformowała, że oddanie elektrowni atomowej przesunięto z 2033 roku na 2040 rok. To opóźnienie o 7 lat, co jest znaczącą zmianą. Druga inwestycja, związana z partnerstwem z Koreańczykami, w której miały uczestniczyć firmy koreańskie oraz PGE, również napotkała problemy. Skarb Państwa, będący większościowym udziałowcem w PGE, wycofał się z tego przedsięwzięcia. W rezultacie grozi nam sytuacja, w której będziemy musieli importować energię z zagranicy, co w kontekście geopolitycznym i obecnych wyzwań gospodarczych jest bardzo trudnym scenariuszem.
Obecnie borykamy się z wieloma problemami: niepewnością dostaw energii, bardzo wysokimi cenami prądu w Polsce oraz ryzykami geopolitycznymi. Warto przypomnieć, że w ciągu ostatnich lat mieliśmy do czynienia z wieloma trudnościami – najpierw pandemia COVID-19 i związane z nią lockdowny, a następnie dwa lata wojny za naszą wschodnią granicą. Te czynniki, w połączeniu z ryzykiem dalszych konfliktów, nie sprzyjają inwestycjom ani wzrostowi gospodarczemu.
Zgadzam się z postulatami związkowców i pracowników zakładów energetycznych, którzy wskazują, że zamykanie bloków węglowych bez odpowiednich alternatyw jest błędem. Wiele z tych bloków przestaje działać, ponieważ nie są remontowane, a ich wygaszanie postępuje w sposób nieunikniony. Bez alternatywnych źródeł energii stajemy przed ogromnym wyzwaniem. Jeżeli spojrzymy na inne kraje, to przykładem mogą być Czechy, gdzie Koreańczycy przenoszą swoje moce produkcyjne i planują budowę dwóch nowych bloków elektrowni atomowej Dukovany. W tym czasie my przesuwamy budowę naszej elektrowni atomowej o 7 lat. Jaką zatem mamy alternatywę? Obecna sytuacja wydaje się wyjątkowo trudna.
Jeżeli chodzi o ekonomikę tych przedsięwzięć, wielu ekspertów pyta o stosunek nakładów do zysków. W przypadku elektrowni atomowych ten stosunek wynosi 1 do 80, podczas gdy dla naszych elektrowni węglowych wynosi 1 do 50. W przypadku wiatraków stosunek nakładów do zysków wynosi 1 do 2. O czym więc my tu mówimy proszę Państwa? Chcę zwrócić uwagę na istotny aspekt, o którym często zapominamy. Czasami mówimy, że coś się nie opłaca, ale rzadko zastanawiamy się, dlaczego kiedyś było to opłacalne, a dziś już nie jest.
Kiedyś wspomniałem, że gdybyśmy zlikwidowali podatek ETS, mielibyśmy najtańszy prąd w Europie. Cała ta „gra”, mówiąc w przenośni, nie dotyczy wyłącznie Polski. W rzeczywistości chodzi o pewne bloki myślowe i ideologie polityczne, które mają ogromny wpływ na gospodarkę. Nawet gdy decyzje gospodarcze mają sens, często wymagają politycznego przyzwolenia.
Obecnie znajdujemy się w fazie wielkich zmian geopolitycznych, szczególnie po wygranej Donalda Trumpa w Stanach Zjednoczonych. Zauważcie, proszę Państwa, że rządy lewicowo-liberalne w wielu krajach zaczynają się chwiać. Przykładowo, Niemcy i Francja borykają się z problemami politycznymi, a w Rumunii, Belgii i Austrii sytuacja również jest niestabilna. Na przełomie roku premier Kanady, Justin Trudeau, podał się do dymisji. Jego odejście spotkało się z dużym aplauzem, ponieważ polityka prowadzona w Kanadzie doprowadziła ten niegdyś uważany za jeden z najlepszych krajów do życia do ogromnego deficytu. Wszystko to było wynikiem podejmowania decyzji kierowanych ideologią.
Przykładem wpływu ideologii na gospodarkę jest sytuacja w Wielkiej Brytanii. Na Morzu Północnym znajduje się wiele złóż ropy i gazu, które były eksploatowane przez liczne firmy, w tym amerykańskie. Normalnie byłby to bardzo dochodowy biznes, ale Wielka Brytania nałożyła tzw. „podatek wiatrakowy”, który w październiku nowy rząd wydłużył o kolejny rok. Podatek ten wynosi 38% i dotyczy firm wydobywczych. W rezultacie, jedna z amerykańskich firm, Apache, ogłosiła wycofanie się z tego rynku.
Według agencji Reuters, podatek ten nie przynosi zamierzonych efektów. Celem było wymuszenie, aby wydobycie ropy i gazu stało się nieopłacalne, co miało otworzyć drogę dla rozwoju farm wiatrowych na Morzu Północnym. Jednak z powodu problemów związanych z COVID-19, zerwanych łańcuchów dostaw oraz nieopłacalności tego sektora, wiatraki również nie rozwijają się zgodnie z oczekiwaniami. Nawet największy deweloper farm wiatrowych, firma Ørsted, obniżył swoje cele inwestycyjne i wydajnościowe.
Pewne grupy myśli politycznej na świecie, moim zdaniem, oszukują społeczeństwo, przekonując, że coś raptem przestało być opłacalne. Bo jak nakładamy na to podatki to to się nie opłaca.
Niedawno natknąłem się na informację, że Niemcy przywracają wszystkie swoje kopalnie węgla brunatnego oraz elektrownie bazujące na tym surowcu. Czyli tam można, a u nas nie. Podobnie opowiadano, że wydobycie węgla na świecie spada. Tymczasem dane z zeszłego roku wskazują, że globalne wydobycie węgla osiągnęło najwyższy poziom w historii. Świat wydobywa i produkuje energię z węgla, a my nie możemy. W efekcie Polska traci konkurencyjność.
Zielony ład i jego wpływ na kolejne branże to coś, na co Polski po prostu nie stać. Nie jesteśmy przygotowani fiskalnie na wdrożenie tego systemu. Zielony ład będzie nas drogo kosztował. Mimo że w ostatnich latach mieliśmy wzrost gospodarczy oraz realny wzrost płac, to brakuje nam podstaw do dalszego rozwoju.
Przykładowo, jeśli spojrzymy na emisję CO₂, Chiny emitują 10 gigaton, USA 5, Indie 2,5, Rosja 1,1, Niemcy 0,8, a Polska jedynie 0,3 gigatony. Mimo to to my zamykamy kopalnie. Bez globalnego porozumienia Europa może wyjść na naiwniaków. Na początku tego roku pojawiła się również informacja, że Citigroup i Bank of America wycofują się z Net Zero Banking Alliance, podobnie jak Goldman Sachs i Wells Fargo. To wyraźny sygnał, że administracja amerykańska, pod przewodnictwem Donalda Trumpa, dystansuje się od polityki klimatycznej. Tam rozwój postępuje, u nas pojawiają się problemy.
Korporacje przejmą Polskie rolnictwo?
Chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jedną kwestię. Niedawno wspominałem o Mercosurze i podniosłem temat, dlaczego niektóre grupy społeczne w Europie mogą być marginalizowane. Na przykład mówi się, że krowy emitują dużo CO₂. W związku z tym firma Mlekowita dołączyła do programu, w którym krowom podaje się specjalne środki ograniczające emisję gazów. Niestety, pojawiły się doniesienia, że te środki mogą powodować niepłodność u ludzi. Jeśli okaże się to prawdą, byłby to ogromny skandal.
W kontekście polskiej gospodarki i demografii to byłaby katastrofa. Już teraz borykamy się z problemem wyludnienia, a jeśli spożywanie żywności miałoby prowadzić do niepłodności, mielibyśmy do czynienia z naruszeniem podstawowych praw człowieka.
Chciałbym jeszcze powrócić do tematu rolnictwa. Ostatnio, podczas świąteczno-noworocznego urlopu, oglądałem reportaż na BBC. Brytyjscy rolnicy strajkowali przeciwko wprowadzeniu przez lewicowy rząd podatku od spadków dla rolników. W proteście wziął udział znany dziennikarz motoryzacyjny, ikona programu „Top Gear” – Jeremy Clarkson. Dziennikarka BBC próbowała go atakować, sugerując, że protestuje, aby uniknąć opodatkowania, jednak jego udział podkreślał absurd i niesprawiedliwość wprowadzanych zmian.
W Anglii podatek spadkowy płaci niewielki odsetek społeczeństwa – około 2-5%. Tymczasem rząd brytyjski planuje nałożyć dodatkowy podatek od spadków na rolników. Sytuacja ta przypomina fabułę serialu Yellowstone dostępnego na Netflixie, gdzie w ostatnim sezonie przedstawiono losy rodziny posiadającej ogromne ranczo. Po śmierci ojca, wycena rancza okazała się tak wysoka, że rodzina nie miała środków, aby zapłacić podatek spadkowy. W obliczu zagrożenia przejęcia ziemi przez korporacje zdecydowali się na fortel i przekazali ranczo Indianom, aby zachować jego naturalny charakter i uniknąć przymusowej sprzedaży.
Podobne zagrożenia mogą dotknąć polskie rolnictwo. Jeśli wprowadzi się podobne regulacje podatkowe, wielu polskich rolników rodzinnych, szczególnie tych posiadających większe areały, nie będzie w stanie uregulować zobowiązań. Konieczność sprzedaży ziemi, aby zapłacić podatek, doprowadzi do zmiany struktury własnościowej w rolnictwie. Gospodarstwa rodzinne, które opierają się na tradycji, przywiązaniu do ziemi i rodzinnych wartościach, mogą zostać zastąpione przez wielkie korporacje. Rolnicy, zredukowani do roli pracowników w tych korporacjach, stracą kontrolę nad cenami i przetwórstwem, a całe rolnictwo zostanie podporządkowane interesom wielkich przedsiębiorstw. Taki model przypomina dawne PGR-y i jest szczególnie niepokojący w kontekście utraty niezależności rolnictwa oraz zaniku tradycyjnych wartości wiejskich, które są trudniejsze do zarządzania przez centralne instytucje.
W Polsce sytuacja ta jest tym bardziej istotna, że mamy obecnie rządzącą koalicję, której elektorat opiera się w dużej mierze na społeczności wiejskiej. To rodzi pytania, jak takie regulacje podatkowe mogłyby zostać przyjęte w naszym kraju. Tymczasem Polska przewodniczy obecnie Unii Europejskiej, co jest ważnym momentem dla naszego kraju i szansą na zrealizowanie wielu kluczowych inicjatyw. Wielu obserwatorów podkreśla, że jesteśmy dobrze przygotowani do tej roli, choć nadal pozostaje wiele spraw do załatwienia.
Przewodnictwo nad UE
Ostatnio oglądałem też w okresie świątecznym stację TVN24 i tam Pan redaktor zaprosił dwie panie, jedna tu użyję takiej nomenklatury tej stacji, to były gościnie i jedna była profesorka Pacześniak i ta profesorka pytana o sukcesy rządu w 2024 roku powiedziała, że oczywiście nie można wymienić jednego z tych sukcesów, bo on przyćmi inne sukcesy ale uznała, że tym sukcesem jest właśnie przede wszystkim, że w Polsce odblokowano środki z KPO i to, że nastąpił wzrost znaczenia pozycji Polski na terenie międzynarodowej.
Przenosząc to, że przewodniczymy Unii Europejskiej i ta osoba premiera Donalda Tuska, który uważał, mówił że nie ogra go nikt w Unii Europejskiej, że jest dobrym graczem, na to wszystko liczymy i kibicujemy premierowi żeby pozałatwiał bardzo dużo spraw dla Polski podczas tego przewodnictwa, bo jest i sprawa ETS-u, ETS-2, patrząc dzisiaj na strajki naszych górników, to żeby załatwić pieniądze, żeby Komisja Europejska zgodziła się na otwarcie tej elektrowni atomowej, żebyśmy mogli ruszyć szybko z pracami, ale też dyrektywa budynkowa, która niedługo dotnie całe nasze społeczeństwo – chodzi o te przymusowe remonty.
Jest bardzo dużo spraw do załatwienia i kibicuję rządowi, kibicuję panu premierowi, żeby te sprawy zostały jak najszybciej rozwiązane, tak aby wszystkim nam żyło się lepiej. Jednak w obecnej sytuacji dostrzegam jeden negatywny aspekt, który podkreślają niemal wszyscy komentatorzy niezależnie od swoich poglądów – pogorszenie stosunków Polski ze Stanami Zjednoczonymi.
Jest to szczególnie widoczne w kontekście faktu, że premier Donald Tusk nie został zaproszony na inaugurację prezydentury Donalda Trumpa. Ta sytuacja jest o tyle niepokojąca, że Stany Zjednoczone są naszym kluczowym sojusznikiem zarówno w Unii Europejskiej, jak i w NATO. Fakt, że premier Tusk znalazł się w jednej grupie z prezydentem Łukaszenką czy prezydentem Putinem – jako jedyny lider z Unii Europejskiej, który nie został zaproszony – to negatywny sygnał. Uważam, że tę sytuację należy jak najszybciej naprawić.
Potrzebujemy kompetentnego ambasadora, który będzie potrafił złagodzić te napięcia i poprawić nasze relacje z Waszyngtonem. Stany Zjednoczone wymagają od swoich partnerów z Unii Europejskiej większych nakładów na zbrojenia, a Polska, jako jeden z liderów w tej kwestii, mogłaby odegrać istotną rolę w nakłanianiu pozostałych krajów unijnych, takich jak Niemcy czy Francja, do zwiększenia inwestycji w obronność. Europa musi być silna, ponieważ Amerykanie dają do zrozumienia, że nie będą nas chronić za darmo. Musimy sami budować swoją siłę, zwłaszcza teraz, gdy sytuacja geopolityczna wymaga od nas pełnej gotowości.
Zależy to jednak w dużej mierze od tego, jak będziemy wdrażać Zielony Ład. Szybkie wdrożenie tego programu może uczynić nas biedniejszymi, dlatego potrzebne są odpowiednie tempo i strategia, które pozwolą nam zachować konkurencyjność i rozwój gospodarczy.
Obserwujemy również zmiany na światowej scenie politycznej, które wydają się zmierzać w bardziej konserwatywnym kierunku. W najbliższym czasie wybory w Niemczech i Francji pokażą, jak Europa będzie wyglądała w najbliższych latach. Wierzę, że Polska jako kraj przewodniczący Unii Europejskiej może odegrać kluczową rolę w kształtowaniu przyszłości Europy, jednocześnie dbając o swoje interesy na arenie międzynarodowej.
Prognozy walutowe
Przechodząc do naszego rynku walutowego. Jak może być euro silne, skoro w Niemczech i we Francji nie ma rządu? Dane gospodarcze z Niemiec są wyjątkowo słabe – zamówienia przemysłowe spadły w listopadzie o 5,4%, a sprzedaż detaliczna zmniejszyła się o 0,6% w ujęciu miesięcznym oraz o 0,5% w ujęciu rocznym. W efekcie Unia Europejska zbliża się do granicy recesji, co jest bardzo niepokojącą informacją.
Jeśli chodzi o nowe analizy, Bank of America przedstawił ostatnio interesujące dane dotyczące przewartościowania dolara amerykańskiego na rynku walutowym państw G10. Uważają, że dolar jest znacząco przewartościowany, podobnie jak frank szwajcarski, natomiast jen japoński i waluty skandynawskie – zwłaszcza korona norweska – są niedowartościowane. To interesujące, ponieważ w grudniu mówiłem Państwu, że niektóre banki przewidywały, iż bezpieczną przystanią w Nowym Roku będą właśnie frank i jen. Tymczasem Bank of America ocenia, że frank jest przewartościowany, ale z drugiej strony Danske Bank utrzymuje pozytywne nastawienie do franka szwajcarskiego. Uważa, że jego siła utrzyma się ze względu na zmniejszające się różnice w stopach procentowych między Szwajcarią a EBC oraz na solidne fundamenty gospodarcze tego kraju.
Jeśli chodzi o jena, Bank of America wskazuje, że jest on niedowartościowany. W Japonii jednak sytuacja gospodarcza nie sprzyja szybkiemu wzrostowi siły jena. Realne wynagrodzenia spadają już czwarty miesiąc z rzędu, co wynika z rosnącej inflacji. Bank Japonii podkreśla, że kluczowym czynnikiem dla podniesienia stóp procentowych, a co za tym idzie umocnienia jena, są stałe podwyżki płac. W perspektywie roku 2025 jen wciąż wydaje się jednak ciekawą opcją jako waluta rezerwowa.
Na rynku eurodolara obserwujemy ruch w kierunku parytetu, a Danske Bank przewiduje, że kurs może spaść nawet poniżej parytetu w bieżącym roku. Oczywiście możliwe są chwilowe odbicia, ale kluczowe znaczenie będzie miało to, kto obejmie stery w kluczowych krajach Unii Europejskiej.
Bo jak coraz bardziej patrzę, proszę Państwa to wszystko naprawdę jest jeden blok. Albo mamy blok na świecie w Europie lewicowy, albo mamy blok prawicowy. I one wszystkie podobnie postępują. Jeśli chodzi o ekonomię, o gospodarkę o ideologię, o wychowanie, edukację naukę. I to jest kluczem. I albo mamy jedną stronę albo mamy drugą.
I teraz w zależności od tego jak ukształtuje się Europa, a widzimy że Europa i świat już powoli się zaczynają zmieniać bo niektóre rządy same ustępują, i okazuje się, że może być sytuacja taka, że ten kto miał dobre stosunki za granicą, to już nie będzie miał bo otoczenie uległo zmianie. I to będziemy bacznie obserwować, to będzie miało wpływ na rok 2025.
Jeszcze na końcu chciałem tylko Państwu powiedzieć, że Goldman Sachs, analizując parę walutową australijski dolar i dolar amerykański, zaleca wstrzemięźliwość w działaniach. Według ich opinii nie warto jeszcze sprzedawać, lecz poczekać na przełamanie kluczowych poziomów na eurodolarze. Dopiero potwierdzony trend spadkowy powinien skłonić do zajęcia pozycji krótkich, co powinno być poprzedzone wyraźną dynamiką spadkową.
I to w skrócie, proszę Państwa, najważniejsze informacje, które chciałem dzisiaj przekazać. Może jeszcze na koniec wspomnę, że Słowacja także zmaga się z problemami. Jak donosi portal Onet, premier Robert Fico stracił kontrolę nad budżetem. To kolejny przykład na to, że polityka unijna staje się coraz bardziej problematyczna dla krajów członkowskich. I zastanawiam się, kiedy wszyscy wyciągniemy z tego odpowiednie wnioski.
Zostawię Państwa jeszcze z moją refleksją, która nasunęła mi się, gdy ostatnio leżałem na leżaku i rozmyślałem nad sytuacją polityczną i społeczną. Zastanawiałem się, jak długo zajmie ludziom zrozumienie, że polityka klimatyczna, jaką teraz forsuje się w Unii, nie działa w sposób, w jaki była zapowiadana. Część osób nigdy tego nie dostrzeże, ale ci, którzy kiedyś uświadomią sobie, że zostali wprowadzeni w błąd, mogą odczuwać wielkie rozczarowanie. Myślę o młodym pokoleniu, tym, które czasami nazywane jest „ostatnim pokoleniem”. Czy to pokolenie będzie w stanie kiedyś przemyśleć, co się wydarzyło? Czy zrozumieją, jak wpłynęły na nich te decyzje?
Z tą refleksją pozostawiam Państwa na weekend. Zachęcam do zastanowienia się nad tym, co powiedziałem, i życzę spokojnych dni. Do zobaczenia w poniedziałek.
Przygotował: Łukasz Paszkiewicz
Dzień dobry Państwu, witam na początku stycznia. Wracamy dosyć po długiej przerwie biorąc pod uwagę informacje, które napływają z rynku jeśli chodzi o gospodarkę, jeśli chodzi o geopolitykę, czy o to wszystko, co ma wpływ na nasze życie codzienne. Proszę Państwa oczywiście na wstępie chciałbym życzyć Państwu w nowym roku samych sukcesów w życiu zawodowym. Wszystkim nam życzyć fortuny, realnego wzrostu płac, niskiej inflacji, niskich stóp procentowych i jak najniższych cen energii.
Strajki w energetyce
Proszę Państwa wczoraj mieliśmy strajk Solidarności, Pracowników Energetyki pod hasłem „Zmierzch Polskiej Energetyki”. Sytuacja w polskiej energetyce jest bardzo trudna, ponieważ zmiany których dokonujemy w polskiej energetyce to jest dostosowanie się do wymogów unijnych, do wymogów zielonego ładu, o którym kilkakrotnie już mówiłem. Powoduje to, że narastają nam olbrzymie ryzyka.
Faktem jest, że jak podkreślił profesor Witold Modzelewski w jednym z wywiadów, mamy najdroższą energię w nowożytnej Europie, a można nawet powiedzieć, że w nowożytnym świecie. Są to negatywne zjawiska, ale Solidarność strajkuje dziś z powodu planowanego wygaszania bloków węglowych w elektrowniach Dolna Odra, Rybnik, Łaziska i Kozienice. Pracownicy zakładów energetycznych, oprócz obaw o swoje miejsca pracy, mają słuszność twierdząc, że Polska potrzebuje źródeł konwencjonalnych. Poleganie wyłącznie na zielonych źródłach energii, takich jak wiatraki i fotowoltaika, wiąże się z dużym ryzykiem braku ciągłości dostaw prądu.
Przykładem może być ubiegły rok w Republice Federalnej Niemiec, gdzie po zamknięciu elektrowni atomowych rząd, na czele z kanclerzem Scholzem (obecnie już byłym), liczył na to, że zielona energia pokryje zapotrzebowanie. Niestety, okazało się, że kiedy nie wieje wiatr lub nie świeci słońce, tego rodzaju źródła energii nie są wystarczające. Dlatego źródła odnawialne powinny być jedynie dodatkiem w tzw. miksie energetycznym.
Związkowcy protestują również dlatego, że elektrownie węglowe mają być zastąpione elektrowniami jądrowymi. W tym tygodniu rząd przyjął uchwałę – a dokładniej nowelizację ustawy – zakładającą, że spółka Polskie Elektrownie Jądrowe otrzyma dofinansowanie w wysokości ponad 60 miliardów złotych na lata 2025-2033. Jednak uzyskanie tych środków zależy od zgody Komisji Europejskiej, a komentatorzy zarówno polityczni, jak i gospodarczy uważają, że Komisja może się nie spieszyć z jej wydaniem, a nawet jej nie wydać. Krytyka budowy elektrowni atomowych w Polsce pochodzi m.in. od naszego sąsiada – Niemiec, które mogą próbować blokować te projekty.
Jest jeszcze inny problem. Za czasów poprzedniego rządu opracowywano projekty dwóch elektrowni atomowych. Jedna miała powstać w gminie Choczewo na Pomorzu we współpracy z Amerykanami. Niestety, po objęciu władzy przez nową ekipę, wojewoda pomorska zapowiedziała poszukiwanie innej lokalizacji. Tymczasem decyzja środowiskowa dla Choczewa była efektem siedmiu lat intensywnych prac poprzedniego rządu. Szukanie nowej lokalizacji spowodowało opóźnienia w realizacji projektu. Po fali krytyki rząd wycofał się z tego pomysłu, ale straciliśmy kolejny rok.
Kolejna ważna kwestia dotyczy oświadczenia minister przemysłu, Marzeny Czarneckiej, która poinformowała, że oddanie elektrowni atomowej przesunięto z 2033 roku na 2040 rok. To opóźnienie o 7 lat, co jest znaczącą zmianą. Druga inwestycja, związana z partnerstwem z Koreańczykami, w której miały uczestniczyć firmy koreańskie oraz PGE, również napotkała problemy. Skarb Państwa, będący większościowym udziałowcem w PGE, wycofał się z tego przedsięwzięcia. W rezultacie grozi nam sytuacja, w której będziemy musieli importować energię z zagranicy, co w kontekście geopolitycznym i obecnych wyzwań gospodarczych jest bardzo trudnym scenariuszem.
Obecnie borykamy się z wieloma problemami: niepewnością dostaw energii, bardzo wysokimi cenami prądu w Polsce oraz ryzykami geopolitycznymi. Warto przypomnieć, że w ciągu ostatnich lat mieliśmy do czynienia z wieloma trudnościami – najpierw pandemia COVID-19 i związane z nią lockdowny, a następnie dwa lata wojny za naszą wschodnią granicą. Te czynniki, w połączeniu z ryzykiem dalszych konfliktów, nie sprzyjają inwestycjom ani wzrostowi gospodarczemu.
Zgadzam się z postulatami związkowców i pracowników zakładów energetycznych, którzy wskazują, że zamykanie bloków węglowych bez odpowiednich alternatyw jest błędem. Wiele z tych bloków przestaje działać, ponieważ nie są remontowane, a ich wygaszanie postępuje w sposób nieunikniony. Bez alternatywnych źródeł energii stajemy przed ogromnym wyzwaniem. Jeżeli spojrzymy na inne kraje, to przykładem mogą być Czechy, gdzie Koreańczycy przenoszą swoje moce produkcyjne i planują budowę dwóch nowych bloków elektrowni atomowej Dukovany. W tym czasie my przesuwamy budowę naszej elektrowni atomowej o 7 lat. Jaką zatem mamy alternatywę? Obecna sytuacja wydaje się wyjątkowo trudna.
Jeżeli chodzi o ekonomikę tych przedsięwzięć, wielu ekspertów pyta o stosunek nakładów do zysków. W przypadku elektrowni atomowych ten stosunek wynosi 1 do 80, podczas gdy dla naszych elektrowni węglowych wynosi 1 do 50. W przypadku wiatraków stosunek nakładów do zysków wynosi 1 do 2. O czym więc my tu mówimy proszę Państwa? Chcę zwrócić uwagę na istotny aspekt, o którym często zapominamy. Czasami mówimy, że coś się nie opłaca, ale rzadko zastanawiamy się, dlaczego kiedyś było to opłacalne, a dziś już nie jest.
Kiedyś wspomniałem, że gdybyśmy zlikwidowali podatek ETS, mielibyśmy najtańszy prąd w Europie. Cała ta „gra”, mówiąc w przenośni, nie dotyczy wyłącznie Polski. W rzeczywistości chodzi o pewne bloki myślowe i ideologie polityczne, które mają ogromny wpływ na gospodarkę. Nawet gdy decyzje gospodarcze mają sens, często wymagają politycznego przyzwolenia.
Obecnie znajdujemy się w fazie wielkich zmian geopolitycznych, szczególnie po wygranej Donalda Trumpa w Stanach Zjednoczonych. Zauważcie, proszę Państwa, że rządy lewicowo-liberalne w wielu krajach zaczynają się chwiać. Przykładowo, Niemcy i Francja borykają się z problemami politycznymi, a w Rumunii, Belgii i Austrii sytuacja również jest niestabilna. Na przełomie roku premier Kanady, Justin Trudeau, podał się do dymisji. Jego odejście spotkało się z dużym aplauzem, ponieważ polityka prowadzona w Kanadzie doprowadziła ten niegdyś uważany za jeden z najlepszych krajów do życia do ogromnego deficytu. Wszystko to było wynikiem podejmowania decyzji kierowanych ideologią.
Przykładem wpływu ideologii na gospodarkę jest sytuacja w Wielkiej Brytanii. Na Morzu Północnym znajduje się wiele złóż ropy i gazu, które były eksploatowane przez liczne firmy, w tym amerykańskie. Normalnie byłby to bardzo dochodowy biznes, ale Wielka Brytania nałożyła tzw. „podatek wiatrakowy”, który w październiku nowy rząd wydłużył o kolejny rok. Podatek ten wynosi 38% i dotyczy firm wydobywczych. W rezultacie, jedna z amerykańskich firm, Apache, ogłosiła wycofanie się z tego rynku.
Według agencji Reuters, podatek ten nie przynosi zamierzonych efektów. Celem było wymuszenie, aby wydobycie ropy i gazu stało się nieopłacalne, co miało otworzyć drogę dla rozwoju farm wiatrowych na Morzu Północnym. Jednak z powodu problemów związanych z COVID-19, zerwanych łańcuchów dostaw oraz nieopłacalności tego sektora, wiatraki również nie rozwijają się zgodnie z oczekiwaniami. Nawet największy deweloper farm wiatrowych, firma Ørsted, obniżył swoje cele inwestycyjne i wydajnościowe.
Pewne grupy myśli politycznej na świecie, moim zdaniem, oszukują społeczeństwo, przekonując, że coś raptem przestało być opłacalne. Bo jak nakładamy na to podatki to to się nie opłaca.
Niedawno natknąłem się na informację, że Niemcy przywracają wszystkie swoje kopalnie węgla brunatnego oraz elektrownie bazujące na tym surowcu. Czyli tam można, a u nas nie. Podobnie opowiadano, że wydobycie węgla na świecie spada. Tymczasem dane z zeszłego roku wskazują, że globalne wydobycie węgla osiągnęło najwyższy poziom w historii. Świat wydobywa i produkuje energię z węgla, a my nie możemy. W efekcie Polska traci konkurencyjność.
Zielony ład i jego wpływ na kolejne branże to coś, na co Polski po prostu nie stać. Nie jesteśmy przygotowani fiskalnie na wdrożenie tego systemu. Zielony ład będzie nas drogo kosztował. Mimo że w ostatnich latach mieliśmy wzrost gospodarczy oraz realny wzrost płac, to brakuje nam podstaw do dalszego rozwoju.
Przykładowo, jeśli spojrzymy na emisję CO₂, Chiny emitują 10 gigaton, USA 5, Indie 2,5, Rosja 1,1, Niemcy 0,8, a Polska jedynie 0,3 gigatony. Mimo to to my zamykamy kopalnie. Bez globalnego porozumienia Europa może wyjść na naiwniaków. Na początku tego roku pojawiła się również informacja, że Citigroup i Bank of America wycofują się z Net Zero Banking Alliance, podobnie jak Goldman Sachs i Wells Fargo. To wyraźny sygnał, że administracja amerykańska, pod przewodnictwem Donalda Trumpa, dystansuje się od polityki klimatycznej. Tam rozwój postępuje, u nas pojawiają się problemy.
Korporacje przejmą Polskie rolnictwo?
Chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jedną kwestię. Niedawno wspominałem o Mercosurze i podniosłem temat, dlaczego niektóre grupy społeczne w Europie mogą być marginalizowane. Na przykład mówi się, że krowy emitują dużo CO₂. W związku z tym firma Mlekowita dołączyła do programu, w którym krowom podaje się specjalne środki ograniczające emisję gazów. Niestety, pojawiły się doniesienia, że te środki mogą powodować niepłodność u ludzi. Jeśli okaże się to prawdą, byłby to ogromny skandal.
W kontekście polskiej gospodarki i demografii to byłaby katastrofa. Już teraz borykamy się z problemem wyludnienia, a jeśli spożywanie żywności miałoby prowadzić do niepłodności, mielibyśmy do czynienia z naruszeniem podstawowych praw człowieka.
Chciałbym jeszcze powrócić do tematu rolnictwa. Ostatnio, podczas świąteczno-noworocznego urlopu, oglądałem reportaż na BBC. Brytyjscy rolnicy strajkowali przeciwko wprowadzeniu przez lewicowy rząd podatku od spadków dla rolników. W proteście wziął udział znany dziennikarz motoryzacyjny, ikona programu „Top Gear” – Jeremy Clarkson. Dziennikarka BBC próbowała go atakować, sugerując, że protestuje, aby uniknąć opodatkowania, jednak jego udział podkreślał absurd i niesprawiedliwość wprowadzanych zmian.
W Anglii podatek spadkowy płaci niewielki odsetek społeczeństwa – około 2-5%. Tymczasem rząd brytyjski planuje nałożyć dodatkowy podatek od spadków na rolników. Sytuacja ta przypomina fabułę serialu Yellowstone dostępnego na Netflixie, gdzie w ostatnim sezonie przedstawiono losy rodziny posiadającej ogromne ranczo. Po śmierci ojca, wycena rancza okazała się tak wysoka, że rodzina nie miała środków, aby zapłacić podatek spadkowy. W obliczu zagrożenia przejęcia ziemi przez korporacje zdecydowali się na fortel i przekazali ranczo Indianom, aby zachować jego naturalny charakter i uniknąć przymusowej sprzedaży.
Podobne zagrożenia mogą dotknąć polskie rolnictwo. Jeśli wprowadzi się podobne regulacje podatkowe, wielu polskich rolników rodzinnych, szczególnie tych posiadających większe areały, nie będzie w stanie uregulować zobowiązań. Konieczność sprzedaży ziemi, aby zapłacić podatek, doprowadzi do zmiany struktury własnościowej w rolnictwie. Gospodarstwa rodzinne, które opierają się na tradycji, przywiązaniu do ziemi i rodzinnych wartościach, mogą zostać zastąpione przez wielkie korporacje. Rolnicy, zredukowani do roli pracowników w tych korporacjach, stracą kontrolę nad cenami i przetwórstwem, a całe rolnictwo zostanie podporządkowane interesom wielkich przedsiębiorstw. Taki model przypomina dawne PGR-y i jest szczególnie niepokojący w kontekście utraty niezależności rolnictwa oraz zaniku tradycyjnych wartości wiejskich, które są trudniejsze do zarządzania przez centralne instytucje.
W Polsce sytuacja ta jest tym bardziej istotna, że mamy obecnie rządzącą koalicję, której elektorat opiera się w dużej mierze na społeczności wiejskiej. To rodzi pytania, jak takie regulacje podatkowe mogłyby zostać przyjęte w naszym kraju. Tymczasem Polska przewodniczy obecnie Unii Europejskiej, co jest ważnym momentem dla naszego kraju i szansą na zrealizowanie wielu kluczowych inicjatyw. Wielu obserwatorów podkreśla, że jesteśmy dobrze przygotowani do tej roli, choć nadal pozostaje wiele spraw do załatwienia.
Przewodnictwo nad UE
Ostatnio oglądałem też w okresie świątecznym stację TVN24 i tam Pan redaktor zaprosił dwie panie, jedna tu użyję takiej nomenklatury tej stacji, to były gościnie i jedna była profesorka Pacześniak i ta profesorka pytana o sukcesy rządu w 2024 roku powiedziała, że oczywiście nie można wymienić jednego z tych sukcesów, bo on przyćmi inne sukcesy ale uznała, że tym sukcesem jest właśnie przede wszystkim, że w Polsce odblokowano środki z KPO i to, że nastąpił wzrost znaczenia pozycji Polski na terenie międzynarodowej.
Przenosząc to, że przewodniczymy Unii Europejskiej i ta osoba premiera Donalda Tuska, który uważał, mówił że nie ogra go nikt w Unii Europejskiej, że jest dobrym graczem, na to wszystko liczymy i kibicujemy premierowi żeby pozałatwiał bardzo dużo spraw dla Polski podczas tego przewodnictwa, bo jest i sprawa ETS-u, ETS-2, patrząc dzisiaj na strajki naszych górników, to żeby załatwić pieniądze, żeby Komisja Europejska zgodziła się na otwarcie tej elektrowni atomowej, żebyśmy mogli ruszyć szybko z pracami, ale też dyrektywa budynkowa, która niedługo dotnie całe nasze społeczeństwo – chodzi o te przymusowe remonty.
Jest bardzo dużo spraw do załatwienia i kibicuję rządowi, kibicuję panu premierowi, żeby te sprawy zostały jak najszybciej rozwiązane, tak aby wszystkim nam żyło się lepiej. Jednak w obecnej sytuacji dostrzegam jeden negatywny aspekt, który podkreślają niemal wszyscy komentatorzy niezależnie od swoich poglądów – pogorszenie stosunków Polski ze Stanami Zjednoczonymi.
Prognozy walutowe
Przechodząc do naszego rynku walutowego. Jak może być euro silne, skoro w Niemczech i we Francji nie ma rządu? Dane gospodarcze z Niemiec są wyjątkowo słabe – zamówienia przemysłowe spadły w listopadzie o 5,4%, a sprzedaż detaliczna zmniejszyła się o 0,6% w ujęciu miesięcznym oraz o 0,5% w ujęciu rocznym. W efekcie Unia Europejska zbliża się do granicy recesji, co jest bardzo niepokojącą informacją.
Jeśli chodzi o nowe analizy, Bank of America przedstawił ostatnio interesujące dane dotyczące przewartościowania dolara amerykańskiego na rynku walutowym państw G10. Uważają, że dolar jest znacząco przewartościowany, podobnie jak frank szwajcarski, natomiast jen japoński i waluty skandynawskie – zwłaszcza korona norweska – są niedowartościowane. To interesujące, ponieważ w grudniu mówiłem Państwu, że niektóre banki przewidywały, iż bezpieczną przystanią w Nowym Roku będą właśnie frank i jen. Tymczasem Bank of America ocenia, że frank jest przewartościowany, ale z drugiej strony Danske Bank utrzymuje pozytywne nastawienie do franka szwajcarskiego. Uważa, że jego siła utrzyma się ze względu na zmniejszające się różnice w stopach procentowych między Szwajcarią a EBC oraz na solidne fundamenty gospodarcze tego kraju.
Jeśli chodzi o jena, Bank of America wskazuje, że jest on niedowartościowany. W Japonii jednak sytuacja gospodarcza nie sprzyja szybkiemu wzrostowi siły jena. Realne wynagrodzenia spadają już czwarty miesiąc z rzędu, co wynika z rosnącej inflacji. Bank Japonii podkreśla, że kluczowym czynnikiem dla podniesienia stóp procentowych, a co za tym idzie umocnienia jena, są stałe podwyżki płac. W perspektywie roku 2025 jen wciąż wydaje się jednak ciekawą opcją jako waluta rezerwowa.
Na rynku eurodolara obserwujemy ruch w kierunku parytetu, a Danske Bank przewiduje, że kurs może spaść nawet poniżej parytetu w bieżącym roku. Oczywiście możliwe są chwilowe odbicia, ale kluczowe znaczenie będzie miało to, kto obejmie stery w kluczowych krajach Unii Europejskiej.
Bo jak coraz bardziej patrzę, proszę Państwa to wszystko naprawdę jest jeden blok. Albo mamy blok na świecie w Europie lewicowy, albo mamy blok prawicowy. I one wszystkie podobnie postępują. Jeśli chodzi o ekonomię, o gospodarkę o ideologię, o wychowanie, edukację naukę. I to jest kluczem. I albo mamy jedną stronę albo mamy drugą.
I teraz w zależności od tego jak ukształtuje się Europa, a widzimy że Europa i świat już powoli się zaczynają zmieniać bo niektóre rządy same ustępują, i okazuje się, że może być sytuacja taka, że ten kto miał dobre stosunki za granicą, to już nie będzie miał bo otoczenie uległo zmianie. I to będziemy bacznie obserwować, to będzie miało wpływ na rok 2025.
Jeszcze na końcu chciałem tylko Państwu powiedzieć, że Goldman Sachs, analizując parę walutową australijski dolar i dolar amerykański, zaleca wstrzemięźliwość w działaniach. Według ich opinii nie warto jeszcze sprzedawać, lecz poczekać na przełamanie kluczowych poziomów na eurodolarze. Dopiero potwierdzony trend spadkowy powinien skłonić do zajęcia pozycji krótkich, co powinno być poprzedzone wyraźną dynamiką spadkową.
I to w skrócie, proszę Państwa, najważniejsze informacje, które chciałem dzisiaj przekazać. Może jeszcze na koniec wspomnę, że Słowacja także zmaga się z problemami. Jak donosi portal Onet, premier Robert Fico stracił kontrolę nad budżetem. To kolejny przykład na to, że polityka unijna staje się coraz bardziej problematyczna dla krajów członkowskich. I zastanawiam się, kiedy wszyscy wyciągniemy z tego odpowiednie wnioski.
Zostawię Państwa jeszcze z moją refleksją, która nasunęła mi się, gdy ostatnio leżałem na leżaku i rozmyślałem nad sytuacją polityczną i społeczną. Zastanawiałem się, jak długo zajmie ludziom zrozumienie, że polityka klimatyczna, jaką teraz forsuje się w Unii, nie działa w sposób, w jaki była zapowiadana. Część osób nigdy tego nie dostrzeże, ale ci, którzy kiedyś uświadomią sobie, że zostali wprowadzeni w błąd, mogą odczuwać wielkie rozczarowanie. Myślę o młodym pokoleniu, tym, które czasami nazywane jest „ostatnim pokoleniem”. Czy to pokolenie będzie w stanie kiedyś przemyśleć, co się wydarzyło? Czy zrozumieją, jak wpłynęły na nich te decyzje?
Z tą refleksją pozostawiam Państwa na weekend. Zachęcam do zastanowienia się nad tym, co powiedziałem, i życzę spokojnych dni. Do zobaczenia w poniedziałek.