Dziś mamy na rynku walutowym dzień lekkiego marazmu. Jest to spowodowane m.in. tym, że dolar jest dziś praktycznie „niehandlowalny” – nie będzie rozliczany w fizycznej dostawie. Mamy święto w USA oraz dzień wolny w Wielkiej Brytanii, co oznacza, że dzień ten nie będzie charakteryzował się większą dynamiką.
Widzimy jednak pozytywne wieści – szczególnie dla tych z nas, którzy planują zagraniczne urlopy – mamy wciąż silnego złotego. Zarówno kurs dolar-złoty, jak i euro-złoty utrzymuje się na mocnych poziomach. Wzrosty widać również na parze funt-dolar, a także na eurodolarze. Ten ostatni wzrost spowodowany jest m.in. komentarzami banków, takich jak Credit Agricole czy Goldman Sachs, odnoszącymi się do perspektyw dolara.
Credit Agricole wskazuje na możliwość krótkoterminowego osłabienia dolara, czego przyczyną są polityczne napięcia w USA. Polityka Donalda Trumpa doprowadziła do odpływu kapitału ze Stanów Zjednoczonych, co zwiększyło popyt na krótkoterminowe zabezpieczenia w dolarze. Bank wskazuje również na fiskalne braki wynikające z sytuacji wewnętrznej USA oraz zaskakującą odporność gospodarek zagranicznych – głównie Europy, Japonii oraz mniejszych gospodarek G10 – na ryzyko związane z wojną handlową. To może potencjalnie skutkować przepływami repatriacyjnymi.
Jednocześnie Credit Agricole nie przewiduje upadku dolara jako waluty rezerwowej i odrzuca spekulacje o końcu ery dolara. Według banku oficjalna polityka silnego dolara pozostanie bez zmian, mimo niedźwiedziego nastawienia rynku.
Z kolei Goldman Sachs pozostaje pesymistyczny wobec dolara. Wskazuje na politykę handlową jako czynnik destabilizujący oraz na rotację aktywów i dywersyfikację portfeli inwestycyjnych. Ich prognoza zakłada osłabienie dolara w 2025 roku, napędzane globalnym rebalansowaniem portfeli oraz utrzymującą się niepewnością.
Zdaniem Mitsubishi UFJ, kluczowym czynnikiem dla eurodolara będą przepływy wynikające z dynamiki zabezpieczeń inwestorów. Mimo że zakup obligacji dolarowych może działać negatywnie na euro, to powrót zagranicznych inwestorów na europejskie rynki akcji wspierać będzie wspólną walutę w średnim terminie. Mitsubishi spodziewa się zwiększonej krótkoterminowej zmienności eurodolara – przepływy obligacyjne mogą obciążać euro, natomiast kapitał kierowany w akcje będzie je wspierał. Ogólnie rzecz biorąc, wznowienie napływu kapitału do strefy euro powinno działać jako strukturalny impuls wzmacniający euro.
Dane z Polski
U nas także mamy zarówno pozytywne, jak i negatywne informacje. Zacznę od pozytywów – The Economist bardzo pozytywnie wypowiedział się o Polsce, naszej gospodarce oraz historii transformacji. Podkreślono naszą pracowitość i to, jak daleką drogę przeszliśmy. Co ważne, te słowa spotkały się z uznaniem przedstawicieli wszystkich partii rządzących od 1989 roku – to rzadki moment jedności ponad podziałami.
Niestety, mamy też problem – rosnący dług publiczny. Według ostatnich raportów jesteśmy w ścisłej czołówce krajów UE pod względem jego poziomu. Dla mnie to bardzo niepokojące. Koszt obsługi długu rośnie, a nawet „lewicująca” Rzeczpospolita wskazuje, że przyczyną jest nieustanna kampania wyborcza w Polsce – to poważny minus.
Ciekawy raport przedstawił Goldman Sachs, który prognozuje obniżkę stóp procentowych w Polsce o 1% do końca roku, co przewyższa prognozy lokalnych analityków (0,5–0,75%).
Goldman Sachs porównuje cztery gospodarki: Polskę, Rumunię, Czechy i Węgry. Polska i Rumunia są w lepszej sytuacji – mniej narażone na amerykańskie cła, które Prezydent Trump przesunął na lipiec. Czechy i Węgry są bardziej wystawione na te ryzyka. W dłuższej perspektywie Goldman przewiduje, że połączenie silnych walut lokalnych i wzrostu podaży globalnych towarów przemysłowych będzie sprzyjać spadkowi inflacji – co jest pozytywne: obniży to koszt długu i da przestrzeń do obniżek stóp procentowych.
Prawdziwy wybór
W kampanii wyborczej poruszono wiele tematów. Na wstępie chcę zaznaczyć, że nie prowadzimy agitacji politycznej. Każdy klient – niezależnie od poglądów – jest u nas mile widziany. Naszym celem jest świadomość, a nie agitacja. Obserwując znajomych, ich komentarze w social mediach, mam wrażenie, że wielu z nas podejmuje wybory nieświadomie – kierując się pobudkami drugorzędnymi, nieistotnymi dla polityki państwa.
Wybieramy czasem, jak za dawnych lat – według wyglądu, miejsca pochodzenia, statusu społecznego. W mojej ocenie to absurd. Wychowałem się na osiedlu w czasach PRL i transformacji – tam każdy znał jakiegoś „typka spod ciemnej gwiazdy”. Osiedla nie były selektywne – mieszała się inteligencja z klasą robotniczą. Trzeba było umieć porozumiewać się z każdym, niezależnie od wykształcenia i pozycji społecznej.
Dlatego zgadzam się z premierem Donaldem Tuskiem – każdy, kto wychował się na osiedlu, popełniał błędy. To część procesu dorastania, budowania tożsamości i męskości – i nie ma w tym nic złego. Dla mnie w tych wyborach istotne są filarne tematy, o których mówiło się za mało lub zbyt powierzchownie.
Pierwszym z nich jest suwerenność Polski. Dziś mamy do czynienia z dwoma podejściami do budowania Unii Europejskiej. Jedni – głównie po stronie prawicy – opowiadają się za Europą Ojczyzn, opartą na współpracy gospodarczej, swobodnym przepływie kapitału i ludzi, ale z zachowaniem suwerenności państw narodowych. Nie chodzi o wyjście z Unii, lecz o jej przekształcenie w organizację partnerską, a nie federacyjne superpaństwo.
Drugie podejście – bardziej federalistyczne – zakłada integrację w kierunku wspólnego państwa. To fundamentalny spór o przyszłość Unii i miejsce Polski w tej strukturze.
Grupa reprezentowana przez prezydenta Trzaskowskiego mówi o tym, żeby Europę zunifikować, żeby ją upaństwowić, żeby przekształcać ją w jedno państwo – przenosząc praktycznie wszystkie prerogatywy związane z suwerennością na poziom Unii Europejskiej. I to zaczęło się bardzo silnie w roku 2023, szczególnie w listopadzie – przegłosowano wtedy wiele dyrektyw, które czekają na wejście w życie. Stąd Ursula von der Leyen, jak wiemy z prasy – francuskiej „Le Monde”– także czeka na wybór prezydenta w Polsce.
Czeka na to, aby móc zrealizować pewne założenia lub, przeciwnie, je wstrzymać. Przede wszystkim chodzi o przeniesienie kompetencji w zakresie obronności, zdrowia, a także fiskalnych – czyli cały szereg różnych uprawnień, które dziś pozostają w gestii państw członkowskich. Ktoś może powiedzieć: „No tak, ale przecież wszyscy na tym stracą – bo jak przekażemy wszystko do Brukseli, to stracimy my, ale też stracą Hiszpanie”. Jednak trzeba zwrócić uwagę na fakt, że – w mojej ocenie – sytuacja Polski jest szczególna. Nasze położenie jest szczególne. Polska to państwo frontowe, a dokładniej: przyfrontowe – na szczęście jeszcze nie frontowe, ale przyfrontowe. Jesteśmy państwem granicznym Unii Europejskiej, a to niesie ze sobą szereg ryzyk.
Zastanówmy się więc wszyscy, czy to jest dla nas dobre. Czy warto przenosić te kompetencje? Bo dziś, mając suwerenność, możemy lepiej reagować na pewne zdarzenia.
To jest pierwsza rzecz. Druga – tzw. pakt migracyjny. I tutaj mamy do czynienia z kłamstwem, które pojawiło się podczas debaty. Nawet lewicowy portal, taki jak Demagog, który sprawdza fakty, przyznał, że pewne wypowiedzi były nieprawdziwe.
Pakt migracyjny istnieje. To nie jest tak, że już w 2015 roku ktoś – akurat kandydat – załatwił zapisy, zgodnie z którymi jak przyjmiemy Ukraińców, to nie musimy przyjąć innych migrantów. Te kwestie to lata późniejsze. Sama koncepcja paktu migracyjnego powstała później, a fala uchodźców z Ukrainy to już zupełnie inna epoka. Trzeba by było mieć dar jasnowidzenia, żeby wtedy coś takiego przewidzieć i zabezpieczyć.
Co więcej, tajny – a właściwie utajniony – raport Komisji Europejskiej, o którym pisze „Die Welt” i który przedrukowuje również Onet, mówi jasno: Komisja Europejska prognozuje wzrost liczby migrantów o kolejne 95%. W związku z tym mamy pakt, który wejdzie w życie, i właśnie na to Komisja Europejska również czeka – kto będzie prezydentem.
Równocześnie mamy sytuację, w której Onet – poprzez „Politico” – przytacza słowa Angeli Merkel, która krytykuje Friedricha Merza za jego politykę migracyjną. Ja osobiście bardziej przychylam się do opinii Merkel – to ona wywołała ten kryzys, więc być może wie, jak go zakończyć. Spór dotyczy m.in. tego, by Merz nie blokował granic pomiędzy Niemcami a Polską, Niemcami a Austrią – z sąsiadami. Bo to zagraża swobodnemu przepływowi ludzi. Lewica w Niemczech również krytykuje tę politykę, twierdząc, że jest ona niezgodna z prawem unijnym.
Zgadzam się z Merkel, że zamiast przerzucać migrantów między krajami i dzielić koszty – nie tylko finansowe, ale także społeczne – należy wspólnie skoncentrować się na ochronie granic zewnętrznych.
I uważam, że trzeba też zmienić traktaty Unii Europejskiej. Merkel tego nie powiedziała, ale ja to podpowiadam: powinniśmy pójść drogą Danii, która korzysta z tzw. klauzuli opt-out. Dzięki temu nie obowiązuje jej traktat z Maastricht w zakresie polityki migracyjnej. Dania prowadzi tę politykę samodzielnie, porozumiała się z Rwandą i tam deportuje migrantów, rozwiązując swój kryzys.
My w Unii Europejskiej powinniśmy mieć podobne prawo – abyśmy mogli deportować osoby przyjeżdżające nielegalnie. A jednocześnie kierować środki międzynarodowe tam, skąd ci ludzie pochodzą, by tworzyć im godne warunki życia u siebie.
Trzecia rzecz, po suwerenności i migracji, to Zielony Ład.
I znowu słyszymy: „Zielonego Ładu już nie ma”, „jest teraz pod inną nazwą”, „to już nieaktualne”. Nieprawda. Zielony Ład istnieje, jego założenia nie zostały złagodzone, nie został zniesiony, nie został nawet przesunięty w czasie. Co więcej – nadchodzi kolejna jego odsłona: podatek ETS na budownictwo, który doprowadzi do wzrostu kosztów budowy, oraz ETS na transport, co z kolei uderzy w tanie linie lotnicze i podniesie ceny towarów.
O tym mówi się nawet na Europejskim Ośrodku Społecznym w Katowicach – bardzo ciekawy panel, który opisywał portal wnp.pl. Tytuł? „Europa na prostej drodze, by zostać skansenem. Przemysł nie ma szans na przetrwanie”.
Bardzo mocne słowa. Nawet dyrektor Departamentu Innowacji i Polityki Przemysłowej w Ministerstwie Rozwoju i Technologii, Pan Krzysztof Zaremba – czyli przedstawiciel obecnego rządu – przyznał, że polityka klimatyczno-energetyczna Unii Europejskiej z ostatnich lat doprowadziła do strukturalnej nierównowagi rynku. Cytuję:
„Tak naprawdę wizja była taka, żeby Europa stała się eksporterem najnowszych technologii zeroemisyjnych, ale patrząc z dzisiejszej perspektywy, okazuje się, że jest ich importerem. Traci konkurencyjność, ponieważ wdrożono tę politykę. Europa przestaje mieć możliwość konkurowania z największymi graczami”.
Dlatego trzeba skończyć z tą polityką Zielonego Ładu. Mamy dwóch kandydatów – jeden jest przeciwnikiem Zielonego Ładu i dlatego poparła go Solidarność, a drugi twierdzi, że Zielonego Ładu… nie ma.
Kluczem jest wybór świadomy. Skupmy się na rzeczach ważnych. Nie dajmy się wciągać w tematy poboczne, wygodne dla polityków, ale nie dla nas – wyborców.
Zastanówmy się: czy jesteśmy za ograniczaniem suwerenności, a nawet składaniem jej w imię budowania Europy jako państwa – nie wspólnoty gospodarczej?
Czy zgadzamy się na dzisiejszą politykę migracyjną – przyjętą przez Unię i realizowaną przez obecny rząd?
Co sądzimy o Zielonym Ładzie?
To są kluczowe sprawy. Bo jeśli przegapimy ten moment, będzie za późno.
Kwestie drugorzędne – kto, co, gdzie – to naprawdę mniej istotne. Kwestia języków? Zawsze wspierałem naukę języków, sam żałuję, że nie miałem więcej czasu i możliwości, żeby się ich uczyć. Ale najważniejsze jest co się mówi, a nie w jakim języku się to mówi.
Dlatego apeluję: wybierajmy świadomie. Słuchajmy różnych mediów, z różnych stron. Ja sam oglądam wszystko – od TVP, przez Republikę, po TVN. Oglądałem oba marsze – na dwóch różnych stacjach. Warto mieć własny ogląd sprawy i skupiać się na rzeczach istotnych.
I choć to może nierealne, to życzę nam wszystkim, żebyśmy kiedyś szli razem – pod jedną biało-czerwoną flagą. Choć wiem, że to trudne – to starajmy się przynajmniej odnosić się do siebie z szacunkiem.
Dyskutujmy merytorycznie – w domach, w pracy, wśród znajomych. Bo chodzi o to, w jakim kierunku pójdzie Polska.
I pamiętajmy: prezydent to nie jest postać symboliczna. To nie jest tylko funkcja reprezentacyjna. Prezydent ma inicjatywę ustawodawczą, możliwość blokowania ustaw, wpływa na to, co się dzieje w państwie.
Dlatego wybierajmy świadomie. Wiedzmy, czego chcemy. I przede wszystkim – ostudźmy emocje. Miejmy różne poglądy, ale nie nienawidźmy się. Wybierajmy mądrze.
Wybory prezydenckie i rynek walutowy
Rynek walutowy
Dziś mamy na rynku walutowym dzień lekkiego marazmu. Jest to spowodowane m.in. tym, że dolar jest dziś praktycznie „niehandlowalny” – nie będzie rozliczany w fizycznej dostawie. Mamy święto w USA oraz dzień wolny w Wielkiej Brytanii, co oznacza, że dzień ten nie będzie charakteryzował się większą dynamiką.
Widzimy jednak pozytywne wieści – szczególnie dla tych z nas, którzy planują zagraniczne urlopy – mamy wciąż silnego złotego. Zarówno kurs dolar-złoty, jak i euro-złoty utrzymuje się na mocnych poziomach. Wzrosty widać również na parze funt-dolar, a także na eurodolarze. Ten ostatni wzrost spowodowany jest m.in. komentarzami banków, takich jak Credit Agricole czy Goldman Sachs, odnoszącymi się do perspektyw dolara.
Credit Agricole wskazuje na możliwość krótkoterminowego osłabienia dolara, czego przyczyną są polityczne napięcia w USA. Polityka Donalda Trumpa doprowadziła do odpływu kapitału ze Stanów Zjednoczonych, co zwiększyło popyt na krótkoterminowe zabezpieczenia w dolarze. Bank wskazuje również na fiskalne braki wynikające z sytuacji wewnętrznej USA oraz zaskakującą odporność gospodarek zagranicznych – głównie Europy, Japonii oraz mniejszych gospodarek G10 – na ryzyko związane z wojną handlową. To może potencjalnie skutkować przepływami repatriacyjnymi.
Jednocześnie Credit Agricole nie przewiduje upadku dolara jako waluty rezerwowej i odrzuca spekulacje o końcu ery dolara. Według banku oficjalna polityka silnego dolara pozostanie bez zmian, mimo niedźwiedziego nastawienia rynku.
Z kolei Goldman Sachs pozostaje pesymistyczny wobec dolara. Wskazuje na politykę handlową jako czynnik destabilizujący oraz na rotację aktywów i dywersyfikację portfeli inwestycyjnych. Ich prognoza zakłada osłabienie dolara w 2025 roku, napędzane globalnym rebalansowaniem portfeli oraz utrzymującą się niepewnością.
Zdaniem Mitsubishi UFJ, kluczowym czynnikiem dla eurodolara będą przepływy wynikające z dynamiki zabezpieczeń inwestorów. Mimo że zakup obligacji dolarowych może działać negatywnie na euro, to powrót zagranicznych inwestorów na europejskie rynki akcji wspierać będzie wspólną walutę w średnim terminie. Mitsubishi spodziewa się zwiększonej krótkoterminowej zmienności eurodolara – przepływy obligacyjne mogą obciążać euro, natomiast kapitał kierowany w akcje będzie je wspierał. Ogólnie rzecz biorąc, wznowienie napływu kapitału do strefy euro powinno działać jako strukturalny impuls wzmacniający euro.
Dane z Polski
U nas także mamy zarówno pozytywne, jak i negatywne informacje. Zacznę od pozytywów – The Economist bardzo pozytywnie wypowiedział się o Polsce, naszej gospodarce oraz historii transformacji. Podkreślono naszą pracowitość i to, jak daleką drogę przeszliśmy. Co ważne, te słowa spotkały się z uznaniem przedstawicieli wszystkich partii rządzących od 1989 roku – to rzadki moment jedności ponad podziałami.
Niestety, mamy też problem – rosnący dług publiczny. Według ostatnich raportów jesteśmy w ścisłej czołówce krajów UE pod względem jego poziomu. Dla mnie to bardzo niepokojące. Koszt obsługi długu rośnie, a nawet „lewicująca” Rzeczpospolita wskazuje, że przyczyną jest nieustanna kampania wyborcza w Polsce – to poważny minus.
Ciekawy raport przedstawił Goldman Sachs, który prognozuje obniżkę stóp procentowych w Polsce o 1% do końca roku, co przewyższa prognozy lokalnych analityków (0,5–0,75%).
Goldman Sachs porównuje cztery gospodarki: Polskę, Rumunię, Czechy i Węgry. Polska i Rumunia są w lepszej sytuacji – mniej narażone na amerykańskie cła, które Prezydent Trump przesunął na lipiec. Czechy i Węgry są bardziej wystawione na te ryzyka. W dłuższej perspektywie Goldman przewiduje, że połączenie silnych walut lokalnych i wzrostu podaży globalnych towarów przemysłowych będzie sprzyjać spadkowi inflacji – co jest pozytywne: obniży to koszt długu i da przestrzeń do obniżek stóp procentowych.
Prawdziwy wybór
W kampanii wyborczej poruszono wiele tematów. Na wstępie chcę zaznaczyć, że nie prowadzimy agitacji politycznej. Każdy klient – niezależnie od poglądów – jest u nas mile widziany. Naszym celem jest świadomość, a nie agitacja. Obserwując znajomych, ich komentarze w social mediach, mam wrażenie, że wielu z nas podejmuje wybory nieświadomie – kierując się pobudkami drugorzędnymi, nieistotnymi dla polityki państwa.
Wybieramy czasem, jak za dawnych lat – według wyglądu, miejsca pochodzenia, statusu społecznego. W mojej ocenie to absurd. Wychowałem się na osiedlu w czasach PRL i transformacji – tam każdy znał jakiegoś „typka spod ciemnej gwiazdy”. Osiedla nie były selektywne – mieszała się inteligencja z klasą robotniczą. Trzeba było umieć porozumiewać się z każdym, niezależnie od wykształcenia i pozycji społecznej.
Dlatego zgadzam się z premierem Donaldem Tuskiem – każdy, kto wychował się na osiedlu, popełniał błędy. To część procesu dorastania, budowania tożsamości i męskości – i nie ma w tym nic złego. Dla mnie w tych wyborach istotne są filarne tematy, o których mówiło się za mało lub zbyt powierzchownie.
Pierwszym z nich jest suwerenność Polski. Dziś mamy do czynienia z dwoma podejściami do budowania Unii Europejskiej. Jedni – głównie po stronie prawicy – opowiadają się za Europą Ojczyzn, opartą na współpracy gospodarczej, swobodnym przepływie kapitału i ludzi, ale z zachowaniem suwerenności państw narodowych. Nie chodzi o wyjście z Unii, lecz o jej przekształcenie w organizację partnerską, a nie federacyjne superpaństwo.
Drugie podejście – bardziej federalistyczne – zakłada integrację w kierunku wspólnego państwa. To fundamentalny spór o przyszłość Unii i miejsce Polski w tej strukturze.