Dzisiaj chciałbym na chwilę zostawić kwestię geopolityki, żeby dać odpocząć zarówno oceniającym, jak i ocenianym, i przejść do pytania: co dalej na rynku walutowym? Co dalej z eurodolarem? Co dalej ze złotówką? Co dalej z funtem względem dolara?
Transkrypcja filmu:
Eurodolar
Już jakiś czas temu mówiłem, że mamy do czynienia z ciszą przed burzą, że na złotówce panuje spokój i stabilizacja, że okres wakacyjny to dobry czas, by wyjechać na urlop, ale coś się wydarzy. Wspominałem wtedy, że nie wiem, czy stanie się to już po wakacjach, czy jeszcze w sierpniu.
Dziś uważam, że to dobry dzień, aby porozmawiać o głównych parach walutowych, w tym o polskim złotym. Tym bardziej, że w ostatnim czasie — gdy dolar/złoty był na poziomie 3,60 — niektórzy moi znajomi, półprofesjonalni inwestorzy dobrze znający się na rynku (zarówno giełdowym, jak i walutowym), zaczęli panikować i twierdzić, że trzeba już sprzedawać dolary. Jeden z nich mówił: „Zamknę wreszcie tę pozycję”, ponieważ dywersyfikuje nie tylko portfel instrumentów finansowych, ale też walutowy.
Na szczęście nie miał technicznej możliwości realizacji tego zamiaru, dzięki czemu dziś jest o 5 groszy wyżej, niż planował zamknąć pozycję. I wtedy uświadomiłem sobie, że skoro nawet tacy traderzy nie wytrzymują presji osłabienia dolara (bo złoty umocnił się względem dolara o około 11% od szczytu do dołka), to być może mamy do czynienia z paniką lub efektem stadnym. Może nawet z bańką spekulacyjną, bo „wszyscy już wiedzą”, że dolar będzie słaby, że trzeba go sprzedawać. A jak pokazuje historia — giełdowa, finansowa itd. — gdy „wszyscy coś wiedzą”, to istnieje ryzyko odwrócenia trendu i warto wtedy zachować ostrożność.
Patrząc na opcje (chociażby w systemie Reuters), widzimy, że mamy rekordowo wysoką liczbę długich pozycji na eurodolarze — najwięcej od grudnia 2023 r., przekraczających 20 miliardów dolarów. Wartość powyżej 5 miliardów obecnych pozycji na eurodolarze została otwarta powyżej poziomu 1,1550. W lipcu doszliśmy do 1,1789, a w ostatnim tygodniu spadliśmy do 1,1556. I teraz pojawia się pytanie — czy ten trend będzie kontynuowany?
Uważam, że należy zwrócić baczną uwagę na to, co się dzieje. Z jednej strony słyszymy głosy mówiące: „idziemy dalej w górę”, ale ja chciałbym zwrócić uwagę na pewne poziomy, które są historycznie i psychologicznie trudne do pokonania.
Mam na myśli poziom 1,20 — to nie tylko ważna bariera psychologiczna, ale również poziom techniczny, który może stanowić punkt zwrotny. W tym miejscu znajduje się kilka kluczowych poziomów, które mogą mieć wpływ na dalszy ruch tej pary walutowej. Zazwyczaj duże zmiany koncentrują się wokół takich poziomów jak 1,10, 1,20 czy parytet — wielu traderów gra właśnie na tych progach, traktując je jako istotne.
Poziom 1,20 może okazać się silnym oporem. Według analityka Reutersa, Jeremy’ego Boltona, poziom ten jest celem rajdu rozpoczętego w lutym z poziomu 1,0125. Według niego, celem tego ruchu może być 1,9060, a minimalny cel korekty technicznej (spadku z rekordowego poziomu 1,6040 w 2008 r. do dołka 0,9528 w 2022 r.) to dokładnie 1,2016. Co więcej, 200-dniowa średnia krocząca (MMA), która nigdy nie została przebita na zamknięciu, wynosi dokładnie 1,20.
I chociaż trend jest wyraźnie silny, to rosnąca liczba zakładów opcyjnych będzie działać w kierunku ograniczenia dalszych zysków. Podobnie jak różnice w stopach procentowych między strefą euro a Stanami Zjednoczonymi — o czym powiem za chwilę — ponieważ ten tydzień jest bardzo istotny. To tydzień pełen ważnych wydarzeń.
Mamy m.in. posiedzenie Europejskiego Banku Centralnego, rozstrzygnięcie w sprawie taryf celnych między USA a UE, a także szczyt Unia Europejska–Chiny, gdzie Ursula von der Leyen i António Costa spotkają się z Xi Jinpingiem. To ważny tydzień.
Uważam, że przebicie poziomu 1,20 będzie bardzo trudne i nie jest już tak pewne, jak mogło się wcześniej wydawać. Wielu inwestorów osiąga właśnie swoje cele inwestycyjne, zwłaszcza ci, którzy skutecznie zakładali wzrost euro względem dolara.
Jeśli przyjrzymy się opiniom banków, również widzimy rozbieżności. Analitycy HSBC — z którymi się skłaniam — ostrzegają: „uważajcie, nie sprzedawajcie dolara zbyt szybko”. Może to być moment, w którym należy go raczej „podbierać” albo przynajmniej wstrzymać się ze sprzedażą.
Z kolei bank Mitsubishi — patrząc na posiedzenie EBC — uważa, że Bank będzie bardziej „gołębi”, że analizowana będzie siła euro, które staje się głównym przedmiotem uwagi. Mitsubishi zakłada, że EBC ponownie podkreśli zagrożenia, jakie niesie zbyt silne euro — zarówno dla wzrostu gospodarczego, jak i dla inflacji. Silne euro to osłabienie eksportu, a także presja na spadek inflacji importowanej.
Bank twierdzi również, że w poprzednich miesiącach prezes Lagarde zbagatelizowała te ryzyka, a dzisiejsze nastroje inwestorów w strefie euro są bardziej efektem emocji niż fundamentów. Bank Mitsubishi ostrzega, że wyższe cła połączone z silnym euro mogą zaszkodzić eksportowi — eksport stanie się nieopłacalny.
Nie spodziewają się gwałtownych zmian ze strony EBC, ale podkreślają, że siła euro może być zagrożeniem, na które Bank musi odpowiednio zareagować. Od tego posiedzenia może zależeć zarówno kurs eurodolara, jak i potencjalna korekta czy zmiana trendu.
USD/PLN
Sytuacja jest ciekawa: z jednej strony mamy ostrzeżenia HSBC, z drugiej — analizy Goldman Sachs, które twierdzą, że złotówka będzie się umacniać (choć nie w krótkim, a dłuższym okresie). Mówią o końcówce 2025 lub 2026 roku jako momencie silnego złotego względem dolara. Budują tę narrację na polityce USA i ryzyku konfliktu Trump vs. Fed — Trump oczekuje zdecydowanej obniżki stóp, Fed pozostaje podzielony.
Uważam, że to może być również gra polityczna. Twierdzenia Goldman Sachsa mogą mieć nie tylko wymiar ekonomiczny, ale też polityczny. Ich prognozy słabego dolara opierają się na założeniu, że cła i podatki nałożone na zagranicznych inwestorów zaszkodzą gospodarce USA.
Patrząc jednak z perspektywy Polski, zastanawiam się, czy nie należałoby przemyśleć podobnych działań — nie w kontekście ceł, ale podatków. Bo jak wiemy, wiele dużych zagranicznych korporacji nie płaci w Polsce podatków w takim stopniu, jak ich polscy konkurenci. Wielu polskich przedsiębiorców od dawna zwracało na to uwagę, postulując uproszczenia i deregulacje podatkowe.
Czy Trump musi to robić? Najprawdopodobniej tak, ponieważ Trump działa w interesie Stanów Zjednoczonych. Interesy dzisiejszych firm, także banków inwestycyjnych ze Stanów, są często globalne – oderwane od czysto amerykańskich interesów. Te banki mają swoje aktywa i interesy rozsiane po całym świecie, a decyzje o wzmocnieniu amerykańskiej gospodarki, np. poprzez nałożenie podatków na wielkie korporacje, mogą nie być zgodne z ich globalną strategią. Stąd mogą wynikać różne – często sprzeczne – prognozy.
Ale jeśli przyjrzymy się tym prognozom, to pytanie kluczowe brzmi: dokąd zmierza złoty? Z jednej strony mamy eurodolara – euro znacząco umocniło się względem dolara. Z drugiej strony złoty nie umocnił się w takim samym stopniu wobec dolara. Nawet analitycy ING Banku Śląskiego zauważają, że ta prawidłowość już nie występuje.
Jeśli spojrzymy na to, co dla nas istotne – bo dla nas liczy się praktyka, nie teoria – to, jak wspominałem niedawno, mamy rozdźwięk między europejskimi bankami. Prym wiodą tu banki francuskie, takie jak BNP Paribas czy Crédit Agricole, które twierdzą, że dolar powinien być silniejszy. Z drugiej strony mamy Goldman Sachsa, który twierdzi odwrotnie.
Zaktualizowana prognoza Goldman Sachsa z 15 lipca przedstawia się następująco:
Wrzesień 2025: dolar/złoty na poziomie 3,63 zł
Grudzień 2025 (IV kwartał): 3,58 zł
I kwartał 2026: nadal 3,58 zł
II kwartał 2026: gwałtowne umocnienie złotego do poziomu 3,44 zł – i ten poziom ma się utrzymać przez cały 2026 rok.
Z kolei Crédit Agricole prognozuje coś odwrotnego.
Koniec września 2025: 3,69 zł, czyli osłabienie złotego
Następnie: 3,66 zł – niewielkie umocnienie
I kwartał 2026: 3,68 zł
II kwartał 2026: 3,74 zł
To zupełnie odmienne prognozy. BNP Paribas również zaktualizował swoje stanowisko – 15 lipca również zaczął dostrzegać możliwość ponownego osłabienia złotego względem dolara.
Ale trzeba zadać sobie pytanie: kim jesteśmy jako inwestorzy? Czy interesują nas prognozy roczne, czy jesteśmy raczej spekulantami? Bo nawet jeśli złoty będzie się umacniał w długim terminie, to czy przetrwamy te wszystkie korekty po drodze? Rynek walutowy jest bardzo zmienny, a korekty potrafią być głębokie. Przed nami wiele niewiadomych.
Giełda
Sytuacja na rynku jest dziś wyjątkowo złożona. Nie jest już tak prosta, jak rok czy dwa lata temu, kiedy można było śmiało wejść na giełdę z zamkniętymi oczami – bo cykl koniunkturalny był oczywisty. Wówczas obserwowaliśmy szczyt stóp procentowych, wychodziliśmy z pandemii, gospodarki ruszyły do przodu. Teraz wszystko wygląda inaczej.
Giełdy w USA osiągnęły swoje szczyty po dużej korekcie z początku roku, ale niektórzy analitycy ostrzegają, że jesteśmy już „na linie nad przepaścią”.
Jeśli spojrzymy na sektory w indeksie S&P 500, to:
Przemysł urósł w tym roku o 14,9% (przy średnim wzroście indeksu o 7,1%)
Technologie: +11,7%
Użyteczność publiczna: +10,5%
Komunikacja: +8,9%
Finanse: +8,7%
Sektory, które były blisko średniej (7,1%): materiały i produkcja. Natomiast nieruchomości: tylko +2,6%, energetyka: zaledwie +0,3%.
Na minusie znalazła się opieka zdrowotna – aż -4,3%. Jeszcze niedawno była ona jednym z faworytów inwestorów, zwłaszcza w kontekście postpandemicznym.
Również w Polsce rynek nieruchomości słabnie. Alior Bank prognozuje nasycenie rynku mieszkaniowego. To także efekt zmian w polityce Unii Europejskiej – tzw. „Zielony Ład” zaczyna coraz bardziej ograniczać rozwój. Komisja Europejska już zaczyna dostrzegać błędy i przesuwa terminy, ale to nie wystarczy.
Moim zdaniem, potrzebna jest likwidacja Zielonego Ładu, ponieważ wpływa on negatywnie na fundamenty gospodarki – przede wszystkim na transport i budownictwo. To są przecież koła zamachowe każdej rozwijającej się gospodarki –szczególnie naszej, która dopiero uczy się nowoczesnych technologii.
Funt i dane z Anglii
Na zakończenie – kilka słów o funcie. Bank of England będzie miał swoje posiedzenie 6 sierpnia. Co się stanie? Dane z Wielkiej Brytanii są słabe – PKB spada, inflacja wynosi 3,6%, a zatrudnienie również się kurczy. To wszystko może skutkować decyzją o kolejnej obniżce stóp procentowych.
Analitycy Reutersa prognozują, że BoE dokona obniżki o 25 punktów bazowych w sierpniu, następnie utrzyma stopy we wrześniu, znów obniży je w listopadzie o 25 pb, a w grudniu ponownie je utrzyma.
Funt, podobnie jak euro, znajduje się w trendzie wzrostowym względem dolara, ale sytuacja makroekonomiczna w Wielkiej Brytanii nie daje podstaw do optymizmu. Po raz pierwszy od lat widzimy realny spadek cen nieruchomości, zwłaszcza w Londynie, gdzie wcześniej ceny osiągały zawrotne poziomy.
Mamy do czynienia z globalnym spowolnieniem na rynku nieruchomości. Jeszcze niedawno każdy – od fryzjera po masażystę – inwestował w deweloperkę, jakby to była kura znosząca złote jajka. A teraz może się okazać, że to, jak mówiono na wsi, zbuki. Bo rynek nieruchomości zaczyna mieć poważny problem – nie tylko w Polsce, ale i w USA, w Wielkiej Brytanii, w całym rozwiniętym świecie.
To może oznaczać wielką zmianę w strategiach inwestycyjnych – i pieniądze będą musiały znaleźć nowe miejsce.
EUR/PLN
Jeśli zaś chodzi o kurs euro do złotego, to tu prognozy banków są stosunkowo stabilne. Kurs powinien poruszać się w przedziale nie wyższym niż 4,40 zł. Mimo sezonu wakacyjnego uważam, że coś się wydarzy.
W mojej ocenie zarówno na rynku walutowym, jak i giełdowym trwa cisza przed burzą. Śledźmy uważnie ten tydzień – bo może być przełomowy.
Dzisiaj chciałbym na chwilę zostawić kwestię geopolityki, żeby dać odpocząć zarówno oceniającym, jak i ocenianym, i przejść do pytania: co dalej na rynku walutowym? Co dalej z eurodolarem? Co dalej ze złotówką? Co dalej z funtem względem dolara?
Transkrypcja filmu:
Eurodolar
Już jakiś czas temu mówiłem, że mamy do czynienia z ciszą przed burzą, że na złotówce panuje spokój i stabilizacja, że okres wakacyjny to dobry czas, by wyjechać na urlop, ale coś się wydarzy. Wspominałem wtedy, że nie wiem, czy stanie się to już po wakacjach, czy jeszcze w sierpniu.
Dziś uważam, że to dobry dzień, aby porozmawiać o głównych parach walutowych, w tym o polskim złotym. Tym bardziej, że w ostatnim czasie — gdy dolar/złoty był na poziomie 3,60 — niektórzy moi znajomi, półprofesjonalni inwestorzy dobrze znający się na rynku (zarówno giełdowym, jak i walutowym), zaczęli panikować i twierdzić, że trzeba już sprzedawać dolary. Jeden z nich mówił: „Zamknę wreszcie tę pozycję”, ponieważ dywersyfikuje nie tylko portfel instrumentów finansowych, ale też walutowy.
Na szczęście nie miał technicznej możliwości realizacji tego zamiaru, dzięki czemu dziś jest o 5 groszy wyżej, niż planował zamknąć pozycję. I wtedy uświadomiłem sobie, że skoro nawet tacy traderzy nie wytrzymują presji osłabienia dolara (bo złoty umocnił się względem dolara o około 11% od szczytu do dołka), to być może mamy do czynienia z paniką lub efektem stadnym. Może nawet z bańką spekulacyjną, bo „wszyscy już wiedzą”, że dolar będzie słaby, że trzeba go sprzedawać. A jak pokazuje historia — giełdowa, finansowa itd. — gdy „wszyscy coś wiedzą”, to istnieje ryzyko odwrócenia trendu i warto wtedy zachować ostrożność.
Patrząc na opcje (chociażby w systemie Reuters), widzimy, że mamy rekordowo wysoką liczbę długich pozycji na eurodolarze — najwięcej od grudnia 2023 r., przekraczających 20 miliardów dolarów. Wartość powyżej 5 miliardów obecnych pozycji na eurodolarze została otwarta powyżej poziomu 1,1550. W lipcu doszliśmy do 1,1789, a w ostatnim tygodniu spadliśmy do 1,1556. I teraz pojawia się pytanie — czy ten trend będzie kontynuowany?
Uważam, że należy zwrócić baczną uwagę na to, co się dzieje. Z jednej strony słyszymy głosy mówiące: „idziemy dalej w górę”, ale ja chciałbym zwrócić uwagę na pewne poziomy, które są historycznie i psychologicznie trudne do pokonania.
Mam na myśli poziom 1,20 — to nie tylko ważna bariera psychologiczna, ale również poziom techniczny, który może stanowić punkt zwrotny. W tym miejscu znajduje się kilka kluczowych poziomów, które mogą mieć wpływ na dalszy ruch tej pary walutowej. Zazwyczaj duże zmiany koncentrują się wokół takich poziomów jak 1,10, 1,20 czy parytet — wielu traderów gra właśnie na tych progach, traktując je jako istotne.
Poziom 1,20 może okazać się silnym oporem. Według analityka Reutersa, Jeremy’ego Boltona, poziom ten jest celem rajdu rozpoczętego w lutym z poziomu 1,0125. Według niego, celem tego ruchu może być 1,9060, a minimalny cel korekty technicznej (spadku z rekordowego poziomu 1,6040 w 2008 r. do dołka 0,9528 w 2022 r.) to dokładnie 1,2016. Co więcej, 200-dniowa średnia krocząca (MMA), która nigdy nie została przebita na zamknięciu, wynosi dokładnie 1,20.
I chociaż trend jest wyraźnie silny, to rosnąca liczba zakładów opcyjnych będzie działać w kierunku ograniczenia dalszych zysków. Podobnie jak różnice w stopach procentowych między strefą euro a Stanami Zjednoczonymi — o czym powiem za chwilę — ponieważ ten tydzień jest bardzo istotny. To tydzień pełen ważnych wydarzeń.
Mamy m.in. posiedzenie Europejskiego Banku Centralnego, rozstrzygnięcie w sprawie taryf celnych między USA a UE, a także szczyt Unia Europejska–Chiny, gdzie Ursula von der Leyen i António Costa spotkają się z Xi Jinpingiem. To ważny tydzień.
Uważam, że przebicie poziomu 1,20 będzie bardzo trudne i nie jest już tak pewne, jak mogło się wcześniej wydawać. Wielu inwestorów osiąga właśnie swoje cele inwestycyjne, zwłaszcza ci, którzy skutecznie zakładali wzrost euro względem dolara.
Jeśli przyjrzymy się opiniom banków, również widzimy rozbieżności. Analitycy HSBC — z którymi się skłaniam — ostrzegają: „uważajcie, nie sprzedawajcie dolara zbyt szybko”. Może to być moment, w którym należy go raczej „podbierać” albo przynajmniej wstrzymać się ze sprzedażą.
Z kolei bank Mitsubishi — patrząc na posiedzenie EBC — uważa, że Bank będzie bardziej „gołębi”, że analizowana będzie siła euro, które staje się głównym przedmiotem uwagi. Mitsubishi zakłada, że EBC ponownie podkreśli zagrożenia, jakie niesie zbyt silne euro — zarówno dla wzrostu gospodarczego, jak i dla inflacji. Silne euro to osłabienie eksportu, a także presja na spadek inflacji importowanej.
Bank twierdzi również, że w poprzednich miesiącach prezes Lagarde zbagatelizowała te ryzyka, a dzisiejsze nastroje inwestorów w strefie euro są bardziej efektem emocji niż fundamentów. Bank Mitsubishi ostrzega, że wyższe cła połączone z silnym euro mogą zaszkodzić eksportowi — eksport stanie się nieopłacalny.
Nie spodziewają się gwałtownych zmian ze strony EBC, ale podkreślają, że siła euro może być zagrożeniem, na które Bank musi odpowiednio zareagować. Od tego posiedzenia może zależeć zarówno kurs eurodolara, jak i potencjalna korekta czy zmiana trendu.
USD/PLN
Sytuacja jest ciekawa: z jednej strony mamy ostrzeżenia HSBC, z drugiej — analizy Goldman Sachs, które twierdzą, że złotówka będzie się umacniać (choć nie w krótkim, a dłuższym okresie). Mówią o końcówce 2025 lub 2026 roku jako momencie silnego złotego względem dolara. Budują tę narrację na polityce USA i ryzyku konfliktu Trump vs. Fed — Trump oczekuje zdecydowanej obniżki stóp, Fed pozostaje podzielony.
Uważam, że to może być również gra polityczna. Twierdzenia Goldman Sachsa mogą mieć nie tylko wymiar ekonomiczny, ale też polityczny. Ich prognozy słabego dolara opierają się na założeniu, że cła i podatki nałożone na zagranicznych inwestorów zaszkodzą gospodarce USA.
Patrząc jednak z perspektywy Polski, zastanawiam się, czy nie należałoby przemyśleć podobnych działań — nie w kontekście ceł, ale podatków. Bo jak wiemy, wiele dużych zagranicznych korporacji nie płaci w Polsce podatków w takim stopniu, jak ich polscy konkurenci. Wielu polskich przedsiębiorców od dawna zwracało na to uwagę, postulując uproszczenia i deregulacje podatkowe.
Czy Trump musi to robić? Najprawdopodobniej tak, ponieważ Trump działa w interesie Stanów Zjednoczonych. Interesy dzisiejszych firm, także banków inwestycyjnych ze Stanów, są często globalne – oderwane od czysto amerykańskich interesów. Te banki mają swoje aktywa i interesy rozsiane po całym świecie, a decyzje o wzmocnieniu amerykańskiej gospodarki, np. poprzez nałożenie podatków na wielkie korporacje, mogą nie być zgodne z ich globalną strategią. Stąd mogą wynikać różne – często sprzeczne – prognozy.
Ale jeśli przyjrzymy się tym prognozom, to pytanie kluczowe brzmi: dokąd zmierza złoty?
Z jednej strony mamy eurodolara – euro znacząco umocniło się względem dolara. Z drugiej strony złoty nie umocnił się w takim samym stopniu wobec dolara. Nawet analitycy ING Banku Śląskiego zauważają, że ta prawidłowość już nie występuje.
Jeśli spojrzymy na to, co dla nas istotne – bo dla nas liczy się praktyka, nie teoria – to, jak wspominałem niedawno, mamy rozdźwięk między europejskimi bankami. Prym wiodą tu banki francuskie, takie jak BNP Paribas czy Crédit Agricole, które twierdzą, że dolar powinien być silniejszy. Z drugiej strony mamy Goldman Sachsa, który twierdzi odwrotnie.
Zaktualizowana prognoza Goldman Sachsa z 15 lipca przedstawia się następująco:
Wrzesień 2025: dolar/złoty na poziomie 3,63 zł
Grudzień 2025 (IV kwartał): 3,58 zł
I kwartał 2026: nadal 3,58 zł
II kwartał 2026: gwałtowne umocnienie złotego do poziomu 3,44 zł – i ten poziom ma się utrzymać przez cały 2026 rok.
Z kolei Crédit Agricole prognozuje coś odwrotnego.
Koniec września 2025: 3,69 zł, czyli osłabienie złotego
Następnie: 3,66 zł – niewielkie umocnienie
I kwartał 2026: 3,68 zł
II kwartał 2026: 3,74 zł
To zupełnie odmienne prognozy. BNP Paribas również zaktualizował swoje stanowisko – 15 lipca również zaczął dostrzegać możliwość ponownego osłabienia złotego względem dolara.
Ale trzeba zadać sobie pytanie: kim jesteśmy jako inwestorzy? Czy interesują nas prognozy roczne, czy jesteśmy raczej spekulantami? Bo nawet jeśli złoty będzie się umacniał w długim terminie, to czy przetrwamy te wszystkie korekty po drodze? Rynek walutowy jest bardzo zmienny, a korekty potrafią być głębokie. Przed nami wiele niewiadomych.
Giełda
Sytuacja na rynku jest dziś wyjątkowo złożona. Nie jest już tak prosta, jak rok czy dwa lata temu, kiedy można było śmiało wejść na giełdę z zamkniętymi oczami – bo cykl koniunkturalny był oczywisty. Wówczas obserwowaliśmy szczyt stóp procentowych, wychodziliśmy z pandemii, gospodarki ruszyły do przodu. Teraz wszystko wygląda inaczej.
Giełdy w USA osiągnęły swoje szczyty po dużej korekcie z początku roku, ale niektórzy analitycy ostrzegają, że jesteśmy już „na linie nad przepaścią”.
Jeśli spojrzymy na sektory w indeksie S&P 500, to:
Przemysł urósł w tym roku o 14,9% (przy średnim wzroście indeksu o 7,1%)
Technologie: +11,7%
Użyteczność publiczna: +10,5%
Komunikacja: +8,9%
Finanse: +8,7%
Sektory, które były blisko średniej (7,1%): materiały i produkcja. Natomiast nieruchomości: tylko +2,6%, energetyka: zaledwie +0,3%.
Na minusie znalazła się opieka zdrowotna – aż -4,3%. Jeszcze niedawno była ona jednym z faworytów inwestorów, zwłaszcza w kontekście postpandemicznym.
Również w Polsce rynek nieruchomości słabnie. Alior Bank prognozuje nasycenie rynku mieszkaniowego. To także efekt zmian w polityce Unii Europejskiej – tzw. „Zielony Ład” zaczyna coraz bardziej ograniczać rozwój. Komisja Europejska już zaczyna dostrzegać błędy i przesuwa terminy, ale to nie wystarczy.
Moim zdaniem, potrzebna jest likwidacja Zielonego Ładu, ponieważ wpływa on negatywnie na fundamenty gospodarki – przede wszystkim na transport i budownictwo. To są przecież koła zamachowe każdej rozwijającej się gospodarki –szczególnie naszej, która dopiero uczy się nowoczesnych technologii.
Funt i dane z Anglii
Na zakończenie – kilka słów o funcie. Bank of England będzie miał swoje posiedzenie 6 sierpnia. Co się stanie?
Dane z Wielkiej Brytanii są słabe – PKB spada, inflacja wynosi 3,6%, a zatrudnienie również się kurczy. To wszystko może skutkować decyzją o kolejnej obniżce stóp procentowych.
Analitycy Reutersa prognozują, że BoE dokona obniżki o 25 punktów bazowych w sierpniu, następnie utrzyma stopy we wrześniu, znów obniży je w listopadzie o 25 pb, a w grudniu ponownie je utrzyma.
Funt, podobnie jak euro, znajduje się w trendzie wzrostowym względem dolara, ale sytuacja makroekonomiczna w Wielkiej Brytanii nie daje podstaw do optymizmu. Po raz pierwszy od lat widzimy realny spadek cen nieruchomości, zwłaszcza w Londynie, gdzie wcześniej ceny osiągały zawrotne poziomy.
Mamy do czynienia z globalnym spowolnieniem na rynku nieruchomości. Jeszcze niedawno każdy – od fryzjera po masażystę – inwestował w deweloperkę, jakby to była kura znosząca złote jajka. A teraz może się okazać, że to, jak mówiono na wsi, zbuki.
Bo rynek nieruchomości zaczyna mieć poważny problem – nie tylko w Polsce, ale i w USA, w Wielkiej Brytanii, w całym rozwiniętym świecie.
To może oznaczać wielką zmianę w strategiach inwestycyjnych – i pieniądze będą musiały znaleźć nowe miejsce.
EUR/PLN
Jeśli zaś chodzi o kurs euro do złotego, to tu prognozy banków są stosunkowo stabilne. Kurs powinien poruszać się w przedziale nie wyższym niż 4,40 zł. Mimo sezonu wakacyjnego uważam, że coś się wydarzy.
W mojej ocenie zarówno na rynku walutowym, jak i giełdowym trwa cisza przed burzą. Śledźmy uważnie ten tydzień – bo może być przełomowy.