Rekordowy dług Polski, Berlin w rozsypce, Trump w ogniu kontrowersji
Rekordowy dług Polski, Berlin w rozsypce, Trump w ogniu kontrowersji
Witam Państwa w środę rano. Proszę Państwa, dzisiaj poruszymy kilka ważnych tematów.
Po pierwsze: co dalej ze Stanami Zjednoczonymi, co dalej z Europą, co dalej z wojną celną, co z rynkiem kapitałowym, walutami. Ale także będę dzisiaj omawiał sytuację u nas w kraju i postaram się odpowiedzieć na pytanie jednego z naszych słuchaczy, który zapytał o norweską koronę.
NOK
Jeśli chodzi o norweską koronę, uważam osobiście, że jesteśmy w takim momencie, w którym ta waluta zacznie się umacniać – jest na to szansa. Widać to w notowaniach NOK-a względem dolara, gdzie może tworzyć się formacja podwójnego dna.
Jeśli chodzi o EUR/NOK najnowsze prognozy banków: Goldman Sachs 22 kwietnia zaktualizował swoją prognozę dotyczącą tej pary walutowej. Uważa, że w drugim kwartale kurs wyniesie 11,500; w trzecim kwartale 11,400; a na koniec roku – 11,300. Podobnego zdania jest Nordea, która 16 kwietnia zaktualizowała prognozy i szacuje kurs na poziomie 11,750 w tym roku.
Societe Generale również, 11 kwietnia, zrewidował swoje prognozy: według nich, w drugim kwartale kurs wyniesie 11,600, w trzecim – 11,500, a na koniec roku – 11,400. Kanadyjski bank CIBC idzie jeszcze dalej, zakładając silniejsze umocnienie NOK-a względem euro: 11,400 w drugim kwartale, 11,200 w trzecim i 11,100 na koniec roku. Podobnego zdania są Royal Bank of Scotland oraz SEB – także te banki stawiają na umocnienie NOK-a względem euro.
Chciałbym podkreślić, że NOK, norweska waluta – podobnie jak dolar australijski – jest walutą surowcową. Jeżeli będziemy mieć do czynienia ze wzrostem cen ropy naftowej (a to już ma miejsce w ostatnich dniach), a także z poprawą atmosfery na rynkach światowych, wówczas będziemy mieć do czynienia z umocnieniem norweskiej korony. Uważam, że to może być właśnie ten moment, w którym waluta ta zacznie się umacniać zarówno względem dolara, jak i euro.
Wielki kryzys w USA?
Ostatnimi dniami zalała nas fala artykułów eksperckich zapowiadających wielki kryzys gospodarczy, recesję w Stanach Zjednoczonych, dalsze spadki na amerykańskich giełdach. Analitycy mówili, że może to nie dotknąć całego świata, ale na pewno Ameryki.
Chciałbym powiedzieć jedno: tak jak zauważyłem kilka tygodni temu – dziś w świecie rządzi kapitał, czyli inwestorzy finansowi. Nie rządzi już produkcja, przemysł czy wytwórstwo. Rządzi kapitał. A w sytuacji, gdy mamy do czynienia z wojną mocarstw i ustalaniem nowego porządku światowego, militarnego i gospodarczego, w obliczu radykalnej zmiany podejścia administracji Stanów Zjednoczonych do spraw obyczajowych i ideologicznych – tam właśnie rozpoczyna się wojna, która często nie ma nic wspólnego z realną gospodarką. I taką sytuację mamy obecnie. Natomiast ci wszyscy analitycy, którzy wróżyli niepoczytalność Donalda Trumpa, twierdzili, że nie wie, co robi, że działa przeciwko swojemu krajowi, że swoimi decyzjami zniechęca inwestorów – mylili się.
Założeniem Donalda Trumpa były dwie podstawowe kwestie – i osiągnął je. Po pierwsze, chciał osłabić dolara – to mu się udało. Po drugie, jego retoryka wobec prezesa Fed, Pana Powella. Osobiście oceniam ją negatywnie. Zresztą, podobnie oceniałem retorykę premiera Donalda Tuska, który jeszcze jako lider opozycji mówił, że „wyprowadzi prezesa NBP”. Powiedział, że „silni panowie bez mojej zgody go wyprowadzą”. To był klasyczny zamach stanu, niezgodny z konstytucją – i dlatego to krytykowałem. Podobnie krytykowałem wypowiedzi prezydenta Rafała Trzaskowskiego, który obwiniał prezesa Glapińskiego o brak obniżek stóp procentowych.
Mieliśmy też sytuację z Donaldem Trumpem, który sugerował, że sprzeciwia się Powellowi – co wywołało w świąteczny poniedziałek (gdy rynki walutowe działały, ale giełdy amerykańskie i europejskie były zamknięte) silną przecenę. Uznano, że Trump atakuje niezależność Fedu. Oceniam to negatywnie, ale uważam, że miał w tym swoją metodę – bo później złagodził wypowiedzi i stwierdził, że to dobry moment na obniżenie stóp, ale jeśli Fed tego nie zrobi, to „świat się nie zawali”. To wywołało reakcję na rynkach – wzrosty na giełdach i zmiany na rynku walutowym.
Co dalej chce osiągnąć Donald Trump? Po pierwsze – obniżenie stóp procentowych. Po drugie – zmniejszenie kosztu obsługi długu publicznego USA. Dlatego wykonuje pewne działania celowo. Kolejna sprawa to wojna celna.
Zwróćcie Państwo uwagę: mamy do czynienia z łagodzeniem retoryki Donalda Trumpa względem Chin. Rozmawia on też z partnerami z Wielkiej Brytanii – oczekując od nich obniżenia ceł na samochody z 25% do 10%. To wszystko się dzieje.
Dlatego mamy odreagowanie rynku – wcześniejsze spadki NASDAQ-a i S&P500 miały również podłoże polityczne. Chodziło o to, by pokazać Trumpowi, że to nie jest dobra droga i wywrzeć presję na opinii publicznej w USA. Ale wygląda na to, że rynek odbija. Osobiście, jak wspominałem – długo miałem pozycje krótkie na giełdach, ale teraz od pewnego czasu jestem w pozycjach długich.
Pozycje Banków
Podobnie uważam, że złoty również zasługuje na korektę. Złoty korzysta z dobrodziejstw międzynarodowych trendów, zwłaszcza na parze eurodolar. Korzysta z umocnienia euro względem dolara.
Morgan Stanley, patrząc na pozycje strategiczne banków, otworzył wczoraj długą pozycję na eurodolarze, kontynuując strategię z celem na 1,20 i stop-lossem na 1,10. Podobnie Nomura – pozycja długoterminowa na euro-funcie z celem 0,9 i stop-lossem 0,8450. HSBC ma pozycję na euro-franku z celem 0,9520 i stop-lossem 0,9180.
Nie można ignorować faktu, że duże banki strategicznie wspierają euro. Ja jednak od wczoraj jestem na pozycji krótkiej na eurodolarze – to oczywiście pozycja krótkoterminowa. W długim terminie możliwe są wzrosty, ale musi się na to nałożyć wiele czynników.
Po pierwsze – zakończenie wojny na Ukrainie. Mamy sygnały pozytywne: Putin wczoraj ogłosił gotowość do wstrzymania działań wojennych pod warunkiem utrzymania dotychczasowych zdobyczy terytorialnych. Pozytywne sygnały płyną też ze strony ukraińskiej, która chce zakończenia wojny.
Jak przewidywałem – do wakacji możemy usłyszeć pozytywne informacje, co wpłynie na rynek.
Złoty będzie słabł
Wracając do złotówki: korzysta ona obecnie z sytuacji globalnej, ale powinna się osłabić. Jestem zwolennikiem silnego złotego – jako patriota – ale trzeba przyznać, że mamy bardzo złe dane z finansów publicznych.
Ostatnimi dniami Główny Urząd Statystyczny podał, że nominalny dług publiczny Polski przekroczył 2 biliony – pierwszy raz w historii Polski. Jeżeli możemy to porównać, proszę Państwa, to dług publiczny w 2022 roku wynosił 1,5 bln, w 2021 – 1,4 bln, więc mamy teraz 2 bln.
Kolejna zła informacja to oczywiście fakt, że mamy drugi co do wielkości dług finansów publicznych w Unii Europejskiej – przed nami jest tylko Rumunia. To jest bardzo, bardzo zła informacja. Ta lawina naszego zadłużenia, ta lawina deficytu jest bardzo, bardzo niepokojąca. Widzimy to dokładnie niemal z miesiąca na miesiąc. I to musi jakoś się odbić na polskim złotym – wcześniej czy później.
Tym bardziej, proszę Państwa, że Międzynarodowy Fundusz Walutowy również obniżył prognozę wzrostu PKB dla Polski w 2025 roku – do 3,2% z 3,5%. Nie podano uzasadnienia, co jest dosyć istotne, natomiast biorąc pod uwagę, proszę Państwa, to, że w Polsce słabnie presja płacowa, że mamy wolniejsze od oczekiwań ożywienie popytu krajowego, to rzeczywiście może powodować, że będziemy mieli mniejszy wzrost PKB w pierwszym kwartale niż zakładaliśmy.
I to, proszę Państwa, jest bardzo duży czynnik ryzyka dla polskiego złotego. On jest teraz bardzo silny, natomiast to są czynniki, które mogą powodować jego osłabienie. Oczywiście wcześniejsze zapowiedzi, że jest źle, wynikały również z tego, że wyniki naszych czempionów – spółek Skarbu Państwa – np. Orlenu, to jest niebo a ziemia. Nie wiem, jak możliwe było uzyskanie przez Orlen tak złych wyników finansowych w porównaniu do lat poprzednich. I nie mówię tu o dziesięcioleciach, tylko np. o dwóch ostatnich latach. To jest, proszę Państwa, coś, wobec czego nie możemy przejść obojętnie.
Finansowanie dla Niemiec
Kolejna rzecz, która – nie wiem czemu – cieszyła naszych polityków, to słynne zatwierdzenie przez Unię Europejską pompowania biliona euro w przemysł zbrojeniowy. W sytuacji, w której pieniądze z tego będą szły tylko do Niemiec i Francji. Czyli zamówienia dostanie Rheinmetall, a nie Polska Grupa Zbrojeniowa.
Przykład tego typu postępowania mieliśmy już wcześniej, gdy Unia przeznaczała środki na produkcję amunicji – wówczas nie dostaliśmy z tego nic. I tu nie wiem, z czego się cieszymy. Rozumiem, że Niemcy wpadli na pomysł, że z uwagi na ich beznadziejną politykę tzw. ekologiczną – ten ekoterror – i w wyniku tych działań przegrali rywalizację z Chinami w przemyśle motoryzacyjnym. Po pierwsze – samochody elektryczne się nie sprzedawały. Po drugie – przegrali konkurencję cenową z Chińczykami, którzy dziś zalewają Europę swoimi samochodami.
Więc Niemcy wpadli na pomysł: skoro nie schodzą samochody osobowe, to przerzućmy się na zbrojenia. Kiedyś produkowali Tygrysy, dziś będą produkować Leopardy. Zmienia się tylko nazwa zwierzęcia. Różnica polega na tym, że wcześniej, gdy produkowali Tygrysy, robili to za własne pieniądze. Dziś Leopardy będą produkować także za nasze – bo cała Unia, w tym Polska, zaciąga na to dług. Ale Polska, jak zwykle, zostaje po stronie długu.
W sytuacji, w której mamy największy deficyt finansów publicznych w UE poza Rumunią – nie ma z czego się cieszyć. Gdzie tu jest pobudzenie naszego PKB, proszę Państwa? Gdzie są nasze inwestycje infrastrukturalne?
Jak to możliwe, że orędownik likwidacji naszego CPK jest dziś odpowiedzialny za budowę tego projektu? Podczas gdy nie wykonano nic, prócz iluś tam bezsensownych audytów, których nikt poważny nie chciał się podjąć, bo nie chciał ryzykować nadszarpnięcia swojego brandu. To jest, proszę Państwa, negatywne. Mam nadzieję, że będziemy mieli coś pozytywnego, ale na razie się na to nie zanosi.
AfD przejmie władzę?
Chciałbym jeszcze na koniec powiedzieć, że ciekawa sytuacja polityczna rozwija się w Niemczech, bo jak wiemy – tego maja mamy zaprzysiężenie nowego kanclerza, Pana Mertza. Ale ostatni sondaż opinii publicznej wskazuje, że notowania tej koalicji, która ma objąć rządy, spadły zanim jeszcze te rządy się rozpoczęły. A na czele popularności w Niemczech znajduje się właśnie, patrząc na statystyki, partia AfD.
I to jest bardzo ciekawa sytuacja, ponieważ mocno spadły notowania koalicji, czyli partii prawicowych. W wywiadzie dla TV Republika europoseł AfD, Pan Tomasz Frelich – Niemiec polskiego pochodzenia – powiedział, że jedyną szansą na powodzenie rządu w Niemczech jest dopuszczenie do rozmów AfD. Twierdzi, że CDU nie może otaczać AfD kordonem sanitarnym i udawać, że nie da się z tą partią rozmawiać. Bo jeżeli tak będzie, to – według Frelicha – ta koalicja upadnie.
I już widać, że jeden z ministrów tego niedoszłego rządu – jeden z liderów CDU – zrezygnował. Podejrzewam, że obawia się tego, iż ten rząd nie przetrwa.
W związku z tym, proszę Państwa, mamy bardzo ciekawą sytuację. Czy ten rząd w ogóle zostanie utworzony? To pierwsze pytanie. Pan Frelich zadaje sobie pytanie – z kim CDU będą tworzyć rząd? Z lewicą, czyli Zielonymi? Z SPD? To pytanie retoryczne – wszyscy znamy odpowiedź: jeżeli CDU będą chcieli realizować swój program wyborczy, to nic z tego nie będzie.
A sytuacja w Niemczech – podobnie jak u nas – jest trudna. Z jednej strony mamy coraz większy problem migracyjny, z drugiej – problemy w przemyśle. Jak mówiłem wcześniej, proszę Państwa, jedyni, którzy dziś jeszcze zarabiają na tym złym podejściu, które trzeba zmienić – mam tu na myśli pakiet „Fit for 55” – to firmy doradcze i informatyczne, które go wdrażają i na tym żyją.
Ale jeśli dobijemy przemysł, to niedługo nie będzie komu tych firm obsługiwać.
To nieoptymistyczne, ale czasami trzeba powiedzieć prawdę. Mam nadzieję, że doceniacie, że przez dwa ostatnie spotkania nie poruszałem w ogóle tych tematów, ale sytuacja jest już tak trudna, że pomyślałem, iż do kontekstu finansowego należy dodać również wątek geopolityczny. Bo – jak sami Państwo widzicie, patrząc na rynki finansowe – za każdą decyzją finansową stoi wcześniej decyzja polityczna.
Dziękuję Państwu bardzo i życzę miłego tygodnia. Do widzenia.
Witam Państwa w środę rano. Proszę Państwa, dzisiaj poruszymy kilka ważnych tematów.
Po pierwsze: co dalej ze Stanami Zjednoczonymi, co dalej z Europą, co dalej z wojną celną, co z rynkiem kapitałowym, walutami. Ale także będę dzisiaj omawiał sytuację u nas w kraju i postaram się odpowiedzieć na pytanie jednego z naszych słuchaczy, który zapytał o norweską koronę.
NOK
Jeśli chodzi o norweską koronę, uważam osobiście, że jesteśmy w takim momencie, w którym ta waluta zacznie się umacniać – jest na to szansa. Widać to w notowaniach NOK-a względem dolara, gdzie może tworzyć się formacja podwójnego dna.
Jeśli chodzi o EUR/NOK najnowsze prognozy banków: Goldman Sachs 22 kwietnia zaktualizował swoją prognozę dotyczącą tej pary walutowej. Uważa, że w drugim kwartale kurs wyniesie 11,500; w trzecim kwartale 11,400; a na koniec roku – 11,300. Podobnego zdania jest Nordea, która 16 kwietnia zaktualizowała prognozy i szacuje kurs na poziomie 11,750 w tym roku.
Societe Generale również, 11 kwietnia, zrewidował swoje prognozy: według nich, w drugim kwartale kurs wyniesie 11,600, w trzecim – 11,500, a na koniec roku – 11,400. Kanadyjski bank CIBC idzie jeszcze dalej, zakładając silniejsze umocnienie NOK-a względem euro: 11,400 w drugim kwartale, 11,200 w trzecim i 11,100 na koniec roku. Podobnego zdania są Royal Bank of Scotland oraz SEB – także te banki stawiają na umocnienie NOK-a względem euro.
Chciałbym podkreślić, że NOK, norweska waluta – podobnie jak dolar australijski – jest walutą surowcową. Jeżeli będziemy mieć do czynienia ze wzrostem cen ropy naftowej (a to już ma miejsce w ostatnich dniach), a także z poprawą atmosfery na rynkach światowych, wówczas będziemy mieć do czynienia z umocnieniem norweskiej korony. Uważam, że to może być właśnie ten moment, w którym waluta ta zacznie się umacniać zarówno względem dolara, jak i euro.
Wielki kryzys w USA?
Ostatnimi dniami zalała nas fala artykułów eksperckich zapowiadających wielki kryzys gospodarczy, recesję w Stanach Zjednoczonych, dalsze spadki na amerykańskich giełdach. Analitycy mówili, że może to nie dotknąć całego świata, ale na pewno Ameryki.
Chciałbym powiedzieć jedno: tak jak zauważyłem kilka tygodni temu – dziś w świecie rządzi kapitał, czyli inwestorzy finansowi. Nie rządzi już produkcja, przemysł czy wytwórstwo. Rządzi kapitał. A w sytuacji, gdy mamy do czynienia z wojną mocarstw i ustalaniem nowego porządku światowego, militarnego i gospodarczego, w obliczu radykalnej zmiany podejścia administracji Stanów Zjednoczonych do spraw obyczajowych i ideologicznych – tam właśnie rozpoczyna się wojna, która często nie ma nic wspólnego z realną gospodarką. I taką sytuację mamy obecnie. Natomiast ci wszyscy analitycy, którzy wróżyli niepoczytalność Donalda Trumpa, twierdzili, że nie wie, co robi, że działa przeciwko swojemu krajowi, że swoimi decyzjami zniechęca inwestorów – mylili się.
Założeniem Donalda Trumpa były dwie podstawowe kwestie – i osiągnął je. Po pierwsze, chciał osłabić dolara – to mu się udało. Po drugie, jego retoryka wobec prezesa Fed, Pana Powella. Osobiście oceniam ją negatywnie. Zresztą, podobnie oceniałem retorykę premiera Donalda Tuska, który jeszcze jako lider opozycji mówił, że „wyprowadzi prezesa NBP”. Powiedział, że „silni panowie bez mojej zgody go wyprowadzą”. To był klasyczny zamach stanu, niezgodny z konstytucją – i dlatego to krytykowałem. Podobnie krytykowałem wypowiedzi prezydenta Rafała Trzaskowskiego, który obwiniał prezesa Glapińskiego o brak obniżek stóp procentowych.
Mieliśmy też sytuację z Donaldem Trumpem, który sugerował, że sprzeciwia się Powellowi – co wywołało w świąteczny poniedziałek (gdy rynki walutowe działały, ale giełdy amerykańskie i europejskie były zamknięte) silną przecenę. Uznano, że Trump atakuje niezależność Fedu. Oceniam to negatywnie, ale uważam, że miał w tym swoją metodę – bo później złagodził wypowiedzi i stwierdził, że to dobry moment na obniżenie stóp, ale jeśli Fed tego nie zrobi, to „świat się nie zawali”. To wywołało reakcję na rynkach – wzrosty na giełdach i zmiany na rynku walutowym.
Co dalej chce osiągnąć Donald Trump? Po pierwsze – obniżenie stóp procentowych. Po drugie – zmniejszenie kosztu obsługi długu publicznego USA. Dlatego wykonuje pewne działania celowo. Kolejna sprawa to wojna celna.
Zwróćcie Państwo uwagę: mamy do czynienia z łagodzeniem retoryki Donalda Trumpa względem Chin. Rozmawia on też z partnerami z Wielkiej Brytanii – oczekując od nich obniżenia ceł na samochody z 25% do 10%. To wszystko się dzieje.
Dlatego mamy odreagowanie rynku – wcześniejsze spadki NASDAQ-a i S&P500 miały również podłoże polityczne. Chodziło o to, by pokazać Trumpowi, że to nie jest dobra droga i wywrzeć presję na opinii publicznej w USA. Ale wygląda na to, że rynek odbija. Osobiście, jak wspominałem – długo miałem pozycje krótkie na giełdach, ale teraz od pewnego czasu jestem w pozycjach długich.
Pozycje Banków
Podobnie uważam, że złoty również zasługuje na korektę. Złoty korzysta z dobrodziejstw międzynarodowych trendów, zwłaszcza na parze eurodolar. Korzysta z umocnienia euro względem dolara.
Morgan Stanley, patrząc na pozycje strategiczne banków, otworzył wczoraj długą pozycję na eurodolarze, kontynuując strategię z celem na 1,20 i stop-lossem na 1,10. Podobnie Nomura – pozycja długoterminowa na euro-funcie z celem 0,9 i stop-lossem 0,8450. HSBC ma pozycję na euro-franku z celem 0,9520 i stop-lossem 0,9180.
Nie można ignorować faktu, że duże banki strategicznie wspierają euro. Ja jednak od wczoraj jestem na pozycji krótkiej na eurodolarze – to oczywiście pozycja krótkoterminowa. W długim terminie możliwe są wzrosty, ale musi się na to nałożyć wiele czynników.
Po pierwsze – zakończenie wojny na Ukrainie. Mamy sygnały pozytywne: Putin wczoraj ogłosił gotowość do wstrzymania działań wojennych pod warunkiem utrzymania dotychczasowych zdobyczy terytorialnych. Pozytywne sygnały płyną też ze strony ukraińskiej, która chce zakończenia wojny.
Jak przewidywałem – do wakacji możemy usłyszeć pozytywne informacje, co wpłynie na rynek.
Złoty będzie słabł
Wracając do złotówki: korzysta ona obecnie z sytuacji globalnej, ale powinna się osłabić. Jestem zwolennikiem silnego złotego – jako patriota – ale trzeba przyznać, że mamy bardzo złe dane z finansów publicznych.
Ostatnimi dniami Główny Urząd Statystyczny podał, że nominalny dług publiczny Polski przekroczył 2 biliony – pierwszy raz w historii Polski. Jeżeli możemy to porównać, proszę Państwa, to dług publiczny w 2022 roku wynosił 1,5 bln, w 2021 – 1,4 bln, więc mamy teraz 2 bln.
Kolejna zła informacja to oczywiście fakt, że mamy drugi co do wielkości dług finansów publicznych w Unii Europejskiej – przed nami jest tylko Rumunia. To jest bardzo, bardzo zła informacja. Ta lawina naszego zadłużenia, ta lawina deficytu jest bardzo, bardzo niepokojąca. Widzimy to dokładnie niemal z miesiąca na miesiąc. I to musi jakoś się odbić na polskim złotym – wcześniej czy później.
Tym bardziej, proszę Państwa, że Międzynarodowy Fundusz Walutowy również obniżył prognozę wzrostu PKB dla Polski w 2025 roku – do 3,2% z 3,5%. Nie podano uzasadnienia, co jest dosyć istotne, natomiast biorąc pod uwagę, proszę Państwa, to, że w Polsce słabnie presja płacowa, że mamy wolniejsze od oczekiwań ożywienie popytu krajowego, to rzeczywiście może powodować, że będziemy mieli mniejszy wzrost PKB w pierwszym kwartale niż zakładaliśmy.
I to, proszę Państwa, jest bardzo duży czynnik ryzyka dla polskiego złotego. On jest teraz bardzo silny, natomiast to są czynniki, które mogą powodować jego osłabienie. Oczywiście wcześniejsze zapowiedzi, że jest źle, wynikały również z tego, że wyniki naszych czempionów – spółek Skarbu Państwa – np. Orlenu, to jest niebo a ziemia. Nie wiem, jak możliwe było uzyskanie przez Orlen tak złych wyników finansowych w porównaniu do lat poprzednich. I nie mówię tu o dziesięcioleciach, tylko np. o dwóch ostatnich latach. To jest, proszę Państwa, coś, wobec czego nie możemy przejść obojętnie.
Finansowanie dla Niemiec
Kolejna rzecz, która – nie wiem czemu – cieszyła naszych polityków, to słynne zatwierdzenie przez Unię Europejską pompowania biliona euro w przemysł zbrojeniowy. W sytuacji, w której pieniądze z tego będą szły tylko do Niemiec i Francji. Czyli zamówienia dostanie Rheinmetall, a nie Polska Grupa Zbrojeniowa.
Przykład tego typu postępowania mieliśmy już wcześniej, gdy Unia przeznaczała środki na produkcję amunicji – wówczas nie dostaliśmy z tego nic. I tu nie wiem, z czego się cieszymy. Rozumiem, że Niemcy wpadli na pomysł, że z uwagi na ich beznadziejną politykę tzw. ekologiczną – ten ekoterror – i w wyniku tych działań przegrali rywalizację z Chinami w przemyśle motoryzacyjnym. Po pierwsze – samochody elektryczne się nie sprzedawały. Po drugie – przegrali konkurencję cenową z Chińczykami, którzy dziś zalewają Europę swoimi samochodami.
Więc Niemcy wpadli na pomysł: skoro nie schodzą samochody osobowe, to przerzućmy się na zbrojenia. Kiedyś produkowali Tygrysy, dziś będą produkować Leopardy. Zmienia się tylko nazwa zwierzęcia. Różnica polega na tym, że wcześniej, gdy produkowali Tygrysy, robili to za własne pieniądze. Dziś Leopardy będą produkować także za nasze – bo cała Unia, w tym Polska, zaciąga na to dług. Ale Polska, jak zwykle, zostaje po stronie długu.
W sytuacji, w której mamy największy deficyt finansów publicznych w UE poza Rumunią – nie ma z czego się cieszyć. Gdzie tu jest pobudzenie naszego PKB, proszę Państwa? Gdzie są nasze inwestycje infrastrukturalne?
Jak to możliwe, że orędownik likwidacji naszego CPK jest dziś odpowiedzialny za budowę tego projektu? Podczas gdy nie wykonano nic, prócz iluś tam bezsensownych audytów, których nikt poważny nie chciał się podjąć, bo nie chciał ryzykować nadszarpnięcia swojego brandu. To jest, proszę Państwa, negatywne. Mam nadzieję, że będziemy mieli coś pozytywnego, ale na razie się na to nie zanosi.
AfD przejmie władzę?
Chciałbym jeszcze na koniec powiedzieć, że ciekawa sytuacja polityczna rozwija się w Niemczech, bo jak wiemy – tego maja mamy zaprzysiężenie nowego kanclerza, Pana Mertza. Ale ostatni sondaż opinii publicznej wskazuje, że notowania tej koalicji, która ma objąć rządy, spadły zanim jeszcze te rządy się rozpoczęły. A na czele popularności w Niemczech znajduje się właśnie, patrząc na statystyki, partia AfD.
I to jest bardzo ciekawa sytuacja, ponieważ mocno spadły notowania koalicji, czyli partii prawicowych. W wywiadzie dla TV Republika europoseł AfD, Pan Tomasz Frelich – Niemiec polskiego pochodzenia – powiedział, że jedyną szansą na powodzenie rządu w Niemczech jest dopuszczenie do rozmów AfD. Twierdzi, że CDU nie może otaczać AfD kordonem sanitarnym i udawać, że nie da się z tą partią rozmawiać. Bo jeżeli tak będzie, to – według Frelicha – ta koalicja upadnie.
I już widać, że jeden z ministrów tego niedoszłego rządu – jeden z liderów CDU – zrezygnował. Podejrzewam, że obawia się tego, iż ten rząd nie przetrwa.
W związku z tym, proszę Państwa, mamy bardzo ciekawą sytuację. Czy ten rząd w ogóle zostanie utworzony? To pierwsze pytanie. Pan Frelich zadaje sobie pytanie – z kim CDU będą tworzyć rząd? Z lewicą, czyli Zielonymi? Z SPD? To pytanie retoryczne – wszyscy znamy odpowiedź: jeżeli CDU będą chcieli realizować swój program wyborczy, to nic z tego nie będzie.
A sytuacja w Niemczech – podobnie jak u nas – jest trudna. Z jednej strony mamy coraz większy problem migracyjny, z drugiej – problemy w przemyśle. Jak mówiłem wcześniej, proszę Państwa, jedyni, którzy dziś jeszcze zarabiają na tym złym podejściu, które trzeba zmienić – mam tu na myśli pakiet „Fit for 55” – to firmy doradcze i informatyczne, które go wdrażają i na tym żyją.
Ale jeśli dobijemy przemysł, to niedługo nie będzie komu tych firm obsługiwać.
To nieoptymistyczne, ale czasami trzeba powiedzieć prawdę. Mam nadzieję, że doceniacie, że przez dwa ostatnie spotkania nie poruszałem w ogóle tych tematów, ale sytuacja jest już tak trudna, że pomyślałem, iż do kontekstu finansowego należy dodać również wątek geopolityczny. Bo – jak sami Państwo widzicie, patrząc na rynki finansowe – za każdą decyzją finansową stoi wcześniej decyzja polityczna.
Dziękuję Państwu bardzo i życzę miłego tygodnia. Do widzenia.