Eurodolar VS dane z USA i mit „głupiego” wyborcy

Dziś chciałem się skupić na dwóch kwestiach — przede wszystkim na głównej parze walutowej, eurodolarze, ponieważ ma ona również wpływ na naszą złotówkę. W piątek dolar umocnił się względem euro. Powiem, co było tego przyczyną.

Eurodolar VS dane z USA

W Stanach Zjednoczonych opublikowano raport o zatrudnieniu poza rolnictwem. Sugerował on, że rynek pracy nie załamuje się — widoczna jest odporność gospodarki, co może powstrzymać Fed przed kolejnym cyklem obniżek stóp procentowych.

W związku z tym, choć wzrost zatrudnienia nieco wyhamował, rynki nie uznały tego za sygnał, że gospodarka zaczyna zwalniać. A takie były wcześniejsze założenia — że nastąpi recesja, a Stany Zjednoczone zaczną zwalniać, szczególnie w tym okresie. To mogłoby dalej wspierać rajd eurodolara.

W piątek jednak tak się nie stało. Dane pokazały, że zaczęła rosnąć również rentowność obligacji amerykańskich, a dolar się umacniał. W tym tygodniu kluczowe dla eurodolara będą dane ze Stanów Zjednoczonych: wnioski o zasiłek dla bezrobotnych oraz majowe odczyty CPI i PPI, czyli dane inflacyjne.

Jeśli liczba wniosków o zasiłek spadnie, a inflacja wzrośnie, może to stworzyć grunt pod dalszy wzrost rentowności obligacji, co wesprze dolara i obniży kurs eurodolara. Ale dziś eurodolar odbił, i uważam, że możemy mieć do czynienia z konsolidacją. Banki amerykańskie, np. Bank of America, nadal faworyzują euro względem dolara, franka szwajcarskiego i jena japońskiego.

Pozostają natomiast ostrożne wobec funta i walut skandynawskich. Bank uważa, że przewartościowanie euro względem tradycyjnych wskaźników makroekonomicznych może odzwierciedlać silny popyt strukturalny, nietypowe korelacje ze stopami procentowymi oraz nastroje rynkowe. Sugeruje także, że bilans ryzyk przesuwa się w stronę słabości dolara.

Argumentują to między innymi reformami strukturalnymi w Unii Europejskiej — raportami Letty i Draghiego — oraz niemieckimi wydatkami na infrastrukturę, co może faworyzować euro. Kluczowy według Bank of America jest kalendarz czerwcowych szczytów politycznych.

Najważniejsze będą spotkania dotyczące obronności NATO: pełny szczyt NATO odbędzie się 24–25 czerwca, a szczyt przywódców UE — 26–27 czerwca. Oświadczenia związane z obronnością mogą zwiększyć długoterminowe inwestycje i zaufanie do jedności Unii Europejskiej oraz jej kierunku fiskalnego.

Ale ja uważam, że — tak jak wcześniej zapowiadałem — jeżeli amerykańska gospodarka pozostanie silna, a nie nastąpi wzrost bezrobocia, to chwilowe problemy mogą być zażegnane dopiero w późniejszym okresie, pod koniec roku.

Jeżeli natomiast dane dotyczące wniosków o zasiłek dla bezrobotnych i inflacji w USA okażą się korzystne dla dolara, to w mojej ocenie zobaczymy korektę na eurodolarze. Na razie jednak pozostajemy w fazie konsolidacji, a wydarzenia z końca miesiąca mogą być kluczowe dla dalszego kierunku kursu.

Frank szwajcarski

Credit Agricole już wcześniej wyrażał sceptycyzm wobec franka. Bank uważa, że w krótkim terminie jest wobec CHF neutralny, ale w dłuższym terminie przewiduje jego osłabienie. Dlatego ci z Państwa, którzy posiadają franki jako zabezpieczenie na trudne czasy — przypomnę, że pod koniec roku mówiłem, że jen i frank będą walutami stabilnymi z uwagi na trudną sytuację geopolityczną — powinni wiedzieć, że według Credit Agricole frank może w dalszej części roku oddać część swoich wcześniejszych wzrostów.

Mit „głupiego” wyborcy

Na koniec chciałbym przeprowadzić pewne „ćwiczenie intelektualne”, które ma na celu skłonienie do ostrożnego podejścia do statystyk — szczególnie tych wykorzystywanych propagandowo. Zainteresował mnie fakt, który pojawił się przy okazji ostatnich wyborów prezydenckich: mianowicie sposób prezentowania danych procentowych dotyczących wykształcenia wyborców.

Z danych IPSOS (na zlecenie TVN i TVP) wynikało, że w wyborach prezydenckich 73,4% osób z wykształceniem podstawowym głosowało na Karola Nawrockiego, a 26,6% na Rafała Trzaskowskiego. Tworzono z tego narrację, że wyborcy tego pierwszego kandydata są „niewykształceni”, a wyborcy drugiego – „mądrzy”.

Zwróciłem na to uwagę, między innymi przez wpisy znajomych na Facebooku, którzy publikowali te dane z przeświadczeniem, że tylko na jednego z kandydatów głosują „inteligentni ludzie”. Co ciekawe — wielu z tych komentatorów miało zawodowe wykształcenie. To dało mi asumpt do sprawdzenia, jak naprawdę wyglądają dane.

Według Narodowego Spisu Powszechnego z 2021 roku, wykształcenie podstawowe posiadało 11,1% populacji Polski, czyli ok. 4,5 miliona osób.

Zadałem sobie pytanie: ile z tych osób to osoby nieletnie, które jeszcze się uczą i nie mogły brać udziału w wyborach? Osoby w wieku 15–18 lat stanowią aż 76,7% tej grupy. Oznacza to, że zdecydowana większość osób z wykształceniem podstawowym to młodzież, która kontynuuje edukację, a więc nie była uprawniona do głosowania.

76,7%, jeśli pomnożymy przez 4,5 miliona, daje 3 451 500 osób – są to osoby nieletnie. Czyli jeśli od 4,5 miliona odejmiemy 3 451 500, otrzymamy, że dorosłych z wykształceniem podstawowym w Polsce jest 1 048 500 osób.

Jeżeli założymy, że wszyscy oni poszli głosować – czyli 100% mobilizacji w tej grupie – to przy założeniu, że na Karola Nawrockiego zagłosowało 73,4%, oznacza to 769 599 głosów. Na Rafała Trzaskowskiego, odpowiednio 26,6%, czyli 278 901 osób z wykształceniem podstawowym.

Jeśli założymy, że na obu kandydatów zagłosowało średnio 10 milionów osób, to o czym my mówimy? Rozważamy populację, która stanowi około 5% ogółu wyborców. Niecałe 5%. Jakie to daje podstawy do twierdzenia, że na jednego kandydata głosują ludzie „mądrzy”, a na drugiego „głupi”?

I to nawet przy założeniach skrajnych – oparłem się na danych z IPSOS-u, który robił badania na zlecenie stacji rządowych. Przyjąłem górną granicę populacji z wykształceniem podstawowym (4,5 mln), odjąłem osoby nieletnie, które nie mogły głosować. Proszę zwrócić uwagę, że taka narracja jest dosyć nieuprawniona – ta grupa w Polsce jest stosunkowo niewielka i, co więcej, maleje.

Według danych z 2021 roku – Narodowego Spisu Powszechnego – i innych statystyk, z roku na rok odsetek osób z wykształceniem podstawowym w Polsce drastycznie spada. Jednocześnie obniża się także – i to jest ciekawe – poziom rzeczywistej wiedzy i kompetencji osób z wykształceniem wyższym.

Wiele publikacji, w tym wypowiedzi profesorów uczelni, wskazuje, że co najmniej połowa studentów uczelni wyższych nie powinna studiować, bo nie mają do tego odpowiednich predyspozycji. To oznacza, że formalnie wykształcenie wyższe posiadają osoby, których kompetencje intelektualne – delikatnie mówiąc – nie rosną, a nawet maleją.

Dlatego moim zdaniem trudno uznać wykształcenie formalne za jedyny wyznacznik inteligencji czy mądrości. Czasem osoby z niższym wykształceniem mają ogromne doświadczenie życiowe, są mądre życiowo i wychowały się w innych warunkach, które również ich ukształtowały. Dziś dostęp do edukacji jest powszechny.

Chciałem tylko zwrócić uwagę, że gdy ktoś operuje procentami w rozmowie, warto sięgnąć do liczb bezwzględnych – bo dopiero one pokazują realną skalę zjawiska. A wtedy widać, że to wszystko nie ma aż takiego znaczenia w kontekście ogólnonarodowych wyborów.

09.06.2025
Stolarz