KPO czyli największa afera UE i zaprzysiężenie Prezydenta RP

Transkrypcja filmu:

Dzisiaj chciałbym powiedzieć przede wszystkim o aferze związanej z Krajowym Planem Odbudowy. Wybuchła ona już w piątek. Niektórzy z Państwa – tak jak ja – byli wtedy poza Polską, więc kiedy wróciłem, dowiedziałem się, że mamy do czynienia z nową aferą.

Wygląda na to, że jest to chyba największa afera w historii, jeśli chodzi o wydatkowanie środków unijnych. Będąc sprawiedliwym w ocenie, trzeba przyznać, że za poprzednich rządów takich afer nie było, bo afera związana z NCBR-em dotyczyła wydatkowania środków z tak zwanej szybkiej ścieżki, ale wówczas szybko to wykryto, urzędnicy zostali ukarani i nie było aż tak wielkich szkód systemowych dla Skarbu Państwa.

Cała prawda o KPO

Mamy do czynienia z olbrzymią aferą i to nawet nie chodzi tylko o to, na co te środki zostały wydatkowane – chociaż to jest bardzo ważne, bo szczególnie oburza opinię publiczną. Nie będę wymieniał szczegółów, bo zapewne już je znacie, ale chodziło m.in. o środki na kluby swingersowe, szkolenia z kultury i sztuki, w tym dotyczące odgrywania scen intymnych czy erotycznych, a także o jachty, grille, sauny, solaria i podobne wydatki. To jest jeden fakt. Druga rzecz, o której chciałem powiedzieć, to w ogóle po co powołano KPO i jakie były jego cele, bo czasami zapominamy, dlaczego ono powstało.

KPO, czyli Krajowy Plan Odbudowy, został ustanowiony przez Komisję Europejską jako forma „rekompensaty” za to, że Unia Europejska – poprzez kraje członkowskie – zamknęła rynek w czasie tzw. lockdownu spowodowanego pandemią, co doprowadziło do ogromnych strat dla przedsiębiorców w poszczególnych państwach, w tym w Polsce, gdzie gospodarka została całkowicie zamknięta. Celem było stworzenie planu odbudowy, który miał zapobiec w przyszłości podobnym negatywnym skutkom takich zdarzeń jak pandemia.

Chodziło o to, aby zmodernizować gospodarkę za pomocą środków finansowych tak, by była odporna na podobne wstrząsy w przyszłości. Część środków pochodzi z funduszy unijnych, a część z pożyczek zaciąganych przez poszczególne kraje. Trzeba jednak pamiętać, że budżet Unii Europejskiej składa się wyłącznie ze składek państw członkowskich – Unia nic nam „nie daje” z własnej kieszeni, bo takich środków po prostu nie ma.

Polska była dotychczas beneficjentem netto – wpłacaliśmy mniej, niż otrzymywaliśmy – ale to też wiązało się z otwarciem naszego rynku, sprzedażą części przemysłu, co często odbywało się w sposób niekorzystny dla kraju. Dziś sytuacja zmieniła się o tyle, że dostęp do środków jest uzależniony od spełniania określonych warunków politycznych – co pokazał przykład KPO. Przez trzy lata poprzedniego rządu Polska nie otrzymywała tych funduszy z powodów politycznych, mimo że ich celem była odbudowa gospodarki po pandemii.

Środki miały być przeznaczone m.in. na sześć głównych segmentów inwestycji. Jednym z nich był tzw. hub lekowy, mający wzmocnić polską produkcję farmaceutyczną. W Polsce bowiem jedynie 30% leków pochodzi z krajowej produkcji, a 70% jest importowanych. W razie kryzysu – np. wojny – przerwanie łańcuchów dostaw mogłoby spowodować poważne problemy zdrowotne.

Kolejnym obszarem były inwestycje w odnawialne źródła energii – farmy fotowoltaiczne i wiatrowe. W praktyce jednak wiele z tych projektów wspiera głównie zagraniczne koncerny, np. Siemensa, a ich opłacalność bywa wątpliwa.

Planowano też inwestycje w obronność – zarówno w ramach KPO, jak i w szerszym planie budowy europejskiego potencjału militarnego, z budżetem rzędu 800 miliardów euro. W praktyce większość środków ma trafić do przemysłu obronnego Niemiec i Francji, a Polska otrzyma jedynie niewielką część, przeznaczoną na produkcję mało znaczących komponentów. Tymczasem Niemcy planują budowę 400-tysięcznej armii, mając już dziś potężny przemysł obronny, który tylko potrzebuje tego zapalnika – paliwa. A to paliwo dostanie w postaci pieniędzy, które wszyscy zaciągniemy jako dług – my, obywatele, Polacy. Zaciągniemy ten dług po to, żeby budować niemiecki przemysł.

Niepokojące jest to, że mówi się tylko o zagrożeniu ze wschodu: Putin, putinowcy, „ruskie onuce” i tak dalej. Wszystko tylko o wschodzie. A przecież wiemy historycznie, że zagrożenie jest z obu stron. W związku z tym to, że Niemcy nie mieli armii… Właśnie – ja zawsze się dziwię, gdy w komentarzach medialnych ktoś płacze, że Niemcy są rozbrojeni i nie mają armii. No dzięki Bogu! Niech oni dalej jej nie mają – im słabsi sąsiedzi, tym silniejsza Polska.

Natomiast jeżeli płaczemy, że oni jej nie mają i chcemy ich wspomóc, to mamy problem. Bo jeżeli Niemcy zbudują armię 400-tysięczną z dużym potencjałem obronnym, to jest to również dla nas zagrożenie – historyczne zagrożenie z Zachodu.

Jeszcze raz powtórzę słowa naszego poety Wacława Potockiego, który mówił, że „jak świat światem, nie będzie Niemiec Polakowi bratem”. Musimy też pamiętać, że nasze interesy w większości przypadków są rozbieżne, a nie zbieżne. Jesteśmy potrzebni Niemcom dopóki pełnimy rolę gospodarki pomocniczej. Wówczas nie ma problemu. Ale jeśli chcemy wybić się na coś większego, stajemy się zagrożeniem.

Dlatego wielkie inwestycje infrastrukturalne, jak chociażby CPK, są przesuwane, aby nie powstały, lub są okrajane. Żegluga na Odrze jest załatwiona, bo agentura zrobiła tam park narodowy. Port w Świnoujściu – praktycznie też załatwiony, bo ziemia pod port kontenerowy ma zostać albo już została sprzedana.

Jeśli chodzi o transport, PKP Cargo jest „kładzione”. Okazuje się, że słynny węgiel, o którym nam tłumaczono, że się nie opłaca, jest teraz obiektem zainteresowania niemiecko-ukraińskiej firmy, która chce go przejąć. Prawdopodobnie załatwią sobie certyfikat, że ten węgiel będzie „zielony”.

Wszystko więc prowadzi do degradacji gospodarki. Jeżeli spojrzymy na KPO i weźmiemy pod uwagę, że część środków to pożyczki, to pytanie brzmi: jaki jest cel gospodarczy? Państwo to w pewnym sensie przedsiębiorstwo – inwestuje własne środki i zaciąga dług. Biznes jest wtedy, gdy zainwestowane pieniądze zaczynają się zwracać. Dla państwa oznacza to wpływy podatkowe.

Jeżeli więc z klubów, jachtów czy innych zakupów będą wpływy – w porządku. Ale jeśli te pieniądze idą na konsumpcję, a nie na inwestycje, mamy problem.

Dlaczego ta afera wyszła? Ponieważ państwo rozmywa swoją odpowiedzialność. Nigdy nie wskazujemy winnych – mówimy hasłowo. Polska Agencja Rozwoju Przemysłu scedowała kryteria rozdawania środków na sześć izb regionalnych tworzonych przez marszałków województw. Tam wchodzi polityka, bo marszałek też musi z czegoś żyć.

Tak już bywało – pamiętacie wielką akcję betonowania miast? Parki i rynki zaorane, drzewa wycinane, producenci kostki brukowej mieli biznes. Potem była moda na hale sportowe – każda wieś miała halę, bo łatwo zrobić zdjęcie i wygrać wybory. Następnie przyszła moda na aquaparki – mamy ich chyba najwięcej w Europie na mieszkańca.

Te inwestycje często rujnowały budżety gmin, bo były nierentowne i stale dotowane. Jeden z prezydentów miast mówił mi, że ma za dużo basenów – przy szkołach, miejski, aquapark – i nie ma na nie pieniędzy.

Teraz mamy KPO – i to już jest zupełne rozszczelnienie. Schodzimy niżej w rozdysponowaniu środków, co powoduje rozmycie odpowiedzialności i afery. Środki trafiają – według doniesień prasowych – do rodzin, znajomych i przyjaciół polityków, na działania niezwiązane z sześcioma głównymi obszarami KPO: energetyką, zieloną transformacją, farmacją, obronnością, cyberbezpieczeństwem czy innymi kluczowymi sektorami.

Przypomnę, że jesteśmy drugim krajem na świecie (po Japonii) pod względem liczby cyberataków, więc środki na to były istotne. Tymczasem zostały wydane na cele niepowiązane z gospodarką ani z bezpieczeństwem, co podważa sens KPO jako planu wzmacniania odporności państwa na przyszłe kryzysy.

To moim zdaniem doprowadza do niebezpiecznej sytuacji rządu. To już końcówka. Nie wiem, jak długo się to jeszcze przeciągnie, ale pokazuje, że brakuje tam fachowców – ludzi z doświadczeniem w gospodarce i zarządzaniu.

Jak rozwiązać kryzys demograficzny?

W ten weekend byłem w Londynie. Bywam tam często, więc mam możliwość spojrzeć obiektywnie na sytuację, jaka tam panuje i jestem załamany dwiema rzeczami. Pierwsza rzecz jest taka, że tam już nie ma Anglików. Po prostu — tak jak w okolicach domu towarowego Harrods — w restauracjach, kawiarniach może siedzą dwie białe osoby. Nie mówię, że to Anglicy — białe, bo to może być turysta z Polski. Reszta to tylko Arabowie. Kobiety w chustach to jest po prostu codzienny widok — tam już tej Anglii nie ma. Przyspieszyło to w ciągu ostatnich lat. Widziałem takie statystyki od lat 60., jak się zmieniała struktura narodowościowa — i już ich po prostu nie ma.

Zmierzam do tego, że patrząc na sytuację w Anglii, zastanawiam się, dlaczego nastąpiło tam takie przyspieszenie. Oczywiście — wygrywali socjaliści, partia lewicowa, a pieniądze, które zostały po wyjściu Anglików z Unii (nie płacą już składek), przejedli na socjał. Ściągnęli tych ludzi, ci ludzie ściągnęli swoje rodziny i żyją na zasiłkach. Mają po pięcioro, sześcioro dzieci i po prostu żerują.

Jeżeli ten socjal się skończy, bo Anglicy nie będą wydolni, żeby utrzymać to środowisko leni, to wówczas będą tam zamieszki. Obawiam się, że Londyn straci swoją rolę i pozycję. Kiedyś było marzeniem mieszkać w Londynie — ekonomia Wielkiej Brytanii, kultura Wielkiej Brytanii… To wszystko zanika.

Przenoszę to na nasz polski grunt. Oczywiście — o tych słynnych migrantach, przerzutach, pakcie migracyjnym i całym tym, że tak powiem, syfie nie będę wspominał, ale dziś zastanawiamy się z jednej strony słusznie, bijąc na alarm, że w Polsce nie będzie ludzi, że się nie rodzą dzieci, że nie tworzą się rodziny.

A przecież taka jest polityka rządu i generalnie mediów masowych — zniechęcać kobiety do rodzenia dzieci, zniechęcać do zakładania rodzin, do małżeństw. Ja mam taki pomysł: wystarczy, że ściągniemy naszą emigrację do Polski.

Polacy w Wielkiej Brytanii chcą wracać. Dlaczego? Bo dostali duży spadek przychodów. W Wielkiej Brytanii koszty życia — mieszkania, jedzenia, zakupów — idą w górę, a zarobki spadły. Konsumpcja spadła, więc i oni zarabiają mniej. W związku z tym chcą wracać.

Po co mamy myśleć o kimś z Afryki, skoro mamy ogromną polonię rozsianą po świecie? Ściągnijmy ich do Polski — to ludzie ciężko pracujący, często po dwie, trzy prace, nastawieni na sukces ekonomiczny. Czemu tego nie możemy zrobić?

Dlatego proponuję, żeby rząd zajął się nie paktami migracyjnymi, które sprowadzą nam czarnoskórych czy innych kulturowo odmiennych ludzi, ale naszymi rodakami. Bo później dziwimy się, że dzieje się źle, a to jest inna cywilizacja, inna kultura, inne zachowania.

Powiem ładnie: w Afryce jest wielkie ubóstwo intelektualne, słabe wykształcenie, niski poziom szkolnictwa, ale też inna kultura i cywilizacja. Czy jest nam to potrzebne? Widzimy, co dzieje się w Europie — Bruksela przestała być miastem bezpiecznym, problemy ma Francja, problemy ma Wielka Brytania.

Ściągnijmy naszych Polaków i tutaj budujmy sukces. Ale jak mamy to robić, skoro cały czas mamy afery, kradzieże, nastawienie na to, żeby się nachapać, a potem choćby potop. Nikt się nie zastanawia, co dalej z gospodarką, co dalej z państwem. A za to wszystko będziemy płacili my wszyscy.

Nowy Prezydent

Dziś może mówię niezbyt optymistycznie, ale czas coraz bardziej trzeźwieć i wyjść z letargu. Już nawet nie apeluję do tzw. elit, bo to banda idiotów. Zwróćcie uwagę na celebrytów. Przecież to jest dramat. Patrzę nawet z punktu widzenia ostatniego zaprzysiężenia prezydenta Karola Nawrockiego. Ilu tam fachowców się zebrało żeby radzić? Radzić Pani Nawrockiej jak ona ma się ubierać, jak ona się ma zachowywać? Uczą prezydenta zachowania, uczą go kultury, patriotyzmu też go uczą. I kto to uczy? Kim są te elity? No kim są te elity?

Już tak patrzę z punktu widzenia takiego męskiego, Pierwsza dama, dziewczyna która w wieku bardzo młodym urodziła syna, czyli się nie wyskrobała, urodziła syna. Potem wyszła za mąż, wykształciła się, doszła do pozycji zawodowej ma nawet pozwolenie na broń.

Prezydent – no przecież w Stanach Zjednoczonych to by zrobiono zaraz film o nim. Chłopak z blokowiska, z rodziny niezamożnej, trudne środowisko dorastania, bo blokowisko, bo dzielnica w Gdańsku powiedzmy nie najlepsza.

Chłopak uprawia sport, boksuje, ale mimo wszystko wyrywa się z tego środowiska. Oczywiście zarabia jak się da, no bo taka jest rola młodego chłopaka. Ja też pracowałem na budowach i jakąś siłownię prowadziłem i tak dalej. Na początku pracujemy jako młodzi ludzie, ci Panowie, którzy byli młodymi chłopakami, wiedzą jak się pracowało. Gdzie się dało po prostu się pracuje, bo nie ma wartości takiej na rynku pracy, że od razu będę profesorem. Muszę zacząć fizycznie najczęściej pracować.

Wracając do prezydenta – uczą go, recenzują tak zwane elity. Kto to jest? Dzieci najczęściej rodziców czy dziadków, którzy W okolicach Komuny albo donosili albo byli TW albo dostali pieniądze na przemianach bo Taka była chwila dziejowa i z nomenklatury przekształcili się w biznes. Ludzie, którzy nic sami nie osiągnęli, wydają te pieniądze co dostali i oni uczą potem takiego chłopaka jak żyć i recenzują, i błagają.

No przecież musimy zacząć patrzeć na to wszystko, trochę myśleć i tyle. Apeluję abyśmy troszeczkę wyciągali wniosków nawet jeżeli myślimy inaczej czy wywodzimy się z różny środowisk, bo nie każdy jest z tego samego środowiska, mamy pewnego rodzaju obciążenia związane z domem itd.,

Ale wiedzmy wszyscy tylko jedno, że żyjemy w Polsce. Szkodząc Polsce, szkodzimy sami sobie, bo nawet jeżeli ktoś nienawidzi Polski, a takich jest wiele, to jeżeli tu żyjecie i w Polsce będzie źle, to krzywdzicie też samych siebie.

11.08.2025
Stolarz