Unijny budżet tylko dla „grzecznych”, Nowe cła z USA i federalizacja Europy

Transkrypcja filmu:

Po krótkiej przerwie urlopowej wracam i od razu nawiązuję do moich ostatnich nagrań. Mówiłem tuż przed urlopem, że mamy do czynienia z „ciszą przed burzą” – coś miało się wydarzyć. No i oczywiście – wydarzyło się. W ostatni czwartek i piątek nastąpiły duże ruchy na giełdach oraz na rynku walutowym. Ta zapowiadana cisza rzeczywiście poprzedziła silne wstrząsy. Dla niektórych było to zaskoczeniem. Zaskoczenie wynikało z odbicia – zarówno na eurodolarze, jak i na parze dolar–złoty. Na rynku giełdowym również doszło do korekty.

A więc co właściwie się wydarzyło?

Cła Trumpa na UE

Jak wspominałem wcześniej, obserwowaliśmy odpływ kapitału ze Stanów Zjednoczonych. Zastanawiałem się wtedy, czy był to odpływ spekulacyjny, polityczny, czy też uzasadniony ekonomicznie. Ostatecznie doszedłem do wniosku, że miał on również wymiar ekonomiczny. Powiązałem to m.in. ze wzrostem cen złota oraz z krajami BRICS – dużymi producentami i konsumentami tego surowca. W interesie tych krajów jest, aby złoto drożało. Ich celem jest również stworzenie przeciwwagi dla dolara jako światowej waluty rezerwowej i rozliczeniowej.

Wspomniałem wówczas, że wzrost cen złota nastąpił równolegle z decyzją Banku Japonii o podniesieniu stóp procentowych – w celu ograniczenia umacniania się dolara wobec jena. To wywołało zarówno wzrost cen złota, jak i osłabienie dolara oraz wzmocnienie jena.

Co się dalej wydarzyło?

Po wyborze Donalda Trumpa na prezydenta Stanów Zjednoczonych był on początkowo postrzegany jako skrajnie nieodpowiedzialny, wręcz jako ktoś nieprzewidywalny.

Jednak zaczął realizować to, co zapowiadał – m.in. próbował wyrównywać warunki handlu między Stanami Zjednoczonymi a innymi krajami. Media określiły to jako rozpoczęcie wojny handlowej. Początkowo inwestorzy reagowali nerwowo – kapitał odpływał ze Stanów, jakby wszyscy czekali, żeby „ukarać Pana Donalda”.

Tymczasem on przeprowadził te rozmowy bardzo umiejętnie i w ostatnim tygodniu zawarł umowę handlową z Unią Europejską. Jako mieszkaniec UE oceniam tę sytuację jako nieco upokarzającą – Donald Trump klasycznie przystąpił do negocjacji z bardzo wysokiego pułapu, co wywołało panikę, a ostatecznie zakończył rozmowy na 15%.

Negocjatorzy z UE odetchnęli z ulgą: „Mogło być 80%, mogło być 30%, jest tylko 15%” – ale to nadal 15%, czyli więcej niż zero. W zeszłym roku nie było nic, teraz już jest. A to oznacza pogorszenie pozycji europejskich eksporterów w USA. Co więcej – nie mówi się nic o usługach, gdzie to właśnie Amerykanie mają nadwyżkę handlową względem Unii Europejskiej. Szacuje się, że Unia może stracić na tym około 0,5% PKB – ale wszyscy udają, że jest dobrze.

Dane makro z USA

W czwartek opublikowano silne dane sugerujące dobrą kondycję amerykańskiej gospodarki. W piątek (naszego czasu o 14:30) opublikowano dane z rynku pracy – tzw. non-farm payrolls. Pokazały one, że rynek pracy nie jest w tak dobrej kondycji, jak oczekiwano. Tworzy się mniej miejsc pracy, a bezrobocie rośnie. To wywołało ogromne ruchy na rynkach finansowych.

Donald Trump wezwał wtedy szefa Fedu, Jerome’a Powella, do szybkiego obniżenia stóp procentowych – co przez niektórych zostało odebrane jako ingerencja w niezależność Rezerwy Federalnej.

Jednak dziś coraz więcej wskazuje na to, że Fed rzeczywiście powinien obniżyć stopy – nie tylko z uwagi na rynek pracy, ale również dla pobudzenia gospodarki. Fed odpowiada zarówno za stabilność cen, jak i za zatrudnienie – i dziś wszystko wskazuje na to, że obniżka stóp jest bardzo prawdopodobna.

Krach na giełdzie?

Warto też wspomnieć o przepływach kapitału. Choć w pierwszej połowie roku Europa była atrakcyjna, to dane z Bloomberga pokazują, że w ciągu ostatnich dwóch miesięcy napływy do europejskich funduszy ETF znacząco wyhamowały. Tymczasem w USA lipiec przyniósł największe napływy od pięciu miesięcy.

To sugeruje, że – mimo korekty – rynek amerykański, zwłaszcza sektor technologiczny, może być wciąż atrakcyjny dla inwestorów. Oczywiście pojawia się coraz więcej artykułów przewidujących krach.

Na rynku nieruchomości mamy już do czynienia z globalnym spowolnieniem – to dotyczy także Polski. Na rynkach akcji również widać pewne symptomy. Jednak kiedy dokładnie krach nastąpi – tego nikt nie przewidzi.

Wydaje się jednak, że rok 2025 i 2026 mogą być jeszcze korzystne dla amerykańskich rynków. Natomiast spodziewałbym się korekty dolara – jego kurs niekoniecznie spadnie do 3,20, ale może poruszać się w okolicach 3,70, a nawet je przekroczyć. To naturalna zmienność – nie ma powodów do paniki.

Nowy budżet Unii Europejskiej i Federalizacja UE

W lipcu przyjęto nowe ramy budżetowe. Moim zdaniem są one bardzo niekorzystne – nie tylko dla Polski, ale dla całej Europy Środkowej. Największymi beneficjentami będą Niemcy, Francja, Hiszpania i Włochy. To budzi mój sprzeciw.

UE zaczyna mi przypominać późny socjalizm – kiedy system się walił, a na kolejnych zjazdach partii mówiono o reformach i „wzmacnianiu socjalizmu”. Dziś Komisja Europejska zamierza przydzielać środki finansowe tylko „grzecznym i posłusznym” krajom, stosując tzw. wytrych w postaci „praworządności” i „karty praw podstawowych”.

Jeśli jakiś rząd okaże się nieodpowiedni ideologicznie, środki zostaną zablokowane – pod hasłem braku praworządności. To nie jest zdrowy mechanizm. Unia zamiast wyciągać wnioski z tego, dlaczego zostaje w tyle, tylko przyspiesza swoją erozję.

Budżet wskazuje na to, że mamy do czynienia z wielką centralizacją Unii Europejskiej. Po drugie – zmiany tych, można powiedzieć, funduszy (bo wcześniej było ich kilkadziesiąt, a teraz jest szesnaście) oraz wrzucenie rolnictwa do kategorii uzależnionej od przestrzegania praworządności – a także ogólne zmniejszenie nakładów na rolnictwo – pokazują wyraźnie, że Unia Europejska zmierza do jego stopniowej likwidacji.

Proces ten przyspiesza m.in. umowa z Mercosurem – Niemcy zdecydowały, że będą sprowadzać żywność z Ameryki Południowej. Podejrzewam, że może to mieć związek z czasami II wojny światowej i okresu powojennego – bo przecież wielu esesmanów i zbrodniarzy wojennych emigrowało wtedy do Argentyny. Możliwe, że Niemcy mają tam do dziś wpływy i kontakty, które ułatwiają takie relacje handlowe. Produkcja rolna będzie więc sprowadzana stamtąd.

Tymczasem zmniejszenie środków na rolnictwo i wrzucenie ich do wspólnego worka funduszy, połączone z ich uzależnieniem od spełnienia tzw. kryteriów praworządności, może doprowadzić do sytuacji, w której kraje uznane przez Komisję Europejską za „niepraworządne” nie będą otrzymywały finansowania – na przykład dla rolnictwa lub w ogóle wsparcia z unijnych funduszy. Dla mnie to sytuacja bardzo zła.

Po drugie – kolejnym dowodem na to, że Unia dąży do samozagłady, jest sytuacja w sektorze motoryzacyjnym. Przykładowo – Porsche znajduje się obecnie w bardzo złej kondycji finansowej. Prezes firmy przyznał, że polityka eliminowania aut spalinowych i zastępowania ich samochodami elektrycznymi – w tym sportowymi autami wyścigowymi – zakończyła się porażką. Porsche ledwo zipie, planuje zwolnienia, nie wie, co dalej.

A Komisja Europejska? Dalej twierdzi, że ten program jest słuszny – i go przyspiesza. Obecnie pojawił się nowy projekt, zgodnie z którym zakaz sprzedaży samochodów spalinowych ma obowiązywać od 2030 roku. To już za cztery lata, proszę Państwa.

To oznacza nadchodzący dramat. Ursula von der Leyen powiedziała na początku, że to – niemal jak w czasach PRL – „okręt, który jest niezatapialny, płynie swoim kursem”, i tak dalej. A ja nazywam to „Titanikiem”, który już nabiera wody. Co więcej – wygląda na to, że sami marynarze dolewają wody wiadrami, żeby ten statek szybciej zatonął.

Ostatnio w prasie hiszpańskiej pojawiło się stwierdzenie, że Unia Europejska przegrywa na wszystkich czterech frontach konfliktów – wszędzie traci. I to jest oczywiście prawda. Ale wnioski – ponieważ to Hiszpania, kraj o mocnych tradycjach socjalistycznych – były całkowicie błędne. Wnioski były takie, że skoro UE traci na wszystkich frontach – w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi, w konflikcie na Bliskim Wschodzie, na Ukrainie itd. – to należy ją… jeszcze bardziej centralizować i wzmacniać. Czyli: program jest słuszny, tylko trzeba więcej socjalizmu.

Dla mnie to dramat. Takie wnioski prowadzą w zupełnie innym kierunku, niż należałoby pójść. Uważam, że federalizacja, czyli upaństwowienie Unii, to coś, czego obywatele i państwa członkowskie nie zakładali, gdy przystępowali do Wspólnoty.

Przypominam, że ojcowie założyciele budowali Europejską Wspólnotę Gospodarczą na podwalinach Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali. Była to unia gospodarcza, celna, oparta na wolnym przepływie kapitału, usług i osób. To była jej podstawa.

Natomiast to, co obecnie robi Komisja Europejska, jest – w mojej ocenie – łamaniem praworządności. To przekraczanie zapisów traktatowych. Zwróćcie Państwo uwagę, jak w ciągu ostatnich 10–20 lat Unia się zmienia – jak przyspieszyła centralizacja, jak odbierana jest suwerenność państw członkowskich, jak wszystko to uzasadniane jest hasłami „wzmacniania Unii”, która ma rzekomo stać się przeciwwagą dla innych potęg gospodarczych.

Tymczasem – moim zdaniem – mamy do czynienia ze słabnięciem gospodarki, a wręcz z jej demontażem. Szczególnie przemysłu – zarówno europejskiego, jak i polskiego. W lipcu w Polsce nastąpiło spowolnienie w sektorze przemysłowym – dane okazały się słabsze niż w czerwcu. Kolejne raporty z polskiego przemysłu również były rozczarowujące – nadzieje na odbicie okazały się płonne.

To wszystko pokazuje, że zmierzamy w niepokojącym kierunku. Następuje nie tylko likwidacja przemysłu, ale i państw narodowych. Uważam, że to jest bardzo niebezpieczne – zarówno dla poszczególnych państw członkowskich, jak i dla samej Unii, bo ten proces prowadzi do jej upadku. I może go tylko przyspieszyć.

Dane z Polski

Na koniec dodam, że Polska również wypada słabo na tle innych krajów unijnych. Obecnie motorem wzrostu w UE są m.in. Irlandia, Hiszpania, Holandia, być może Grecja. My jesteśmy w tyle. Rośnie u nas bezrobocie, wskaźniki są słabe, a Polska potrzebuje zdecydowanej reakcji – silnych działań pobudzających gospodarkę.

Jeśli tego zabraknie, czekają nas poważne problemy. Wspomnę tu chociażby o doniesieniach prasowych dotyczących planów sprzedaży gruntów pod terminal w Świnoujściu – co może zablokować tę inwestycję raz na zawsze. Do tego dochodzi temat parków narodowych na Dolnej Odrze, które blokują żeglugę. CPK, inne inwestycje strategiczne – ich zatrzymanie to wielki problem, bo to osłabi nasz eksport.

Czekają nas trudne czasy, jeśli nie nastąpi zmiana polityki rządu. Grozi nam zmarnowanie kolejnych lat. Mam jednak nadzieję, że będziemy w stanie wrócić na ścieżkę wzrostu – nawet jeśli dojdzie do przedterminowych wyborów. Jeżeli nie, to czekają nas jeszcze dwa trudne lata. Zobaczymy, na ile potem uda się to odbudować.

To, co się dziś dzieje – zarówno w polityce krajowej, jak i unijnej – nowe regulacje, nowe kagańce nakładane na państwa członkowskie, nie wróżą dobrze naszej wspólnocie.

Oczywiście, mimo wszystko – bądźmy dobrej myśli. Przed nami w tym tygodniu zaprzysiężenie prezydenta. Będziemy mieli nowego prezydenta i będziemy śledzić te wydarzenia na bieżąco – i informować na bieżąco.

05.08.2025
Stolarz